czwartek, 21 lutego 2013

LUSH, Honey I Washed The Kids Soap Bar

Honey I Washed The Kids, to moje kolejne mydło w kostce firmy Lush po Snowcake. Na początku zaznaczę, że nie lubię mydeł w kostce. Wyjątkiem są mydła Lushowe, które szybko zdążyłam pokochać. Honey I Washed The Kids urzekło mnie wyglądem i zapachem. Beżowa, kremowa kostka przykryta plasterkiem miodu. Pachnąca jak toffi, miód i pomarańcze. To połączenie zapachowe tak mi się podoba, że wręcz marzę o balsamie lub perfumach o tym zapachu.
Zapach to jedno, drugie to działanie. Mydło prawie w ogóle się nie pieni, jest bardzo kremowe i pokrywa ciało aksamitnym musem. Jest delikatne dla skóry i nie wysusza jej. Świetnie sprawdza się jako mydło do rąk. Po umyciu nie trzeba szybko biec po krem, a dłonie pachną przepięknie przez dłuższą chwilę. Tak lubię Honey I Washed The Kids, że wolę myć się nim cała. 
https://www.lush.co.uk/
Za 100 g kawałek zapłaciłam 3,40£, ok. 17 PLN. Nie jest to mało, jak na mydło, ale były to dobrze zainwestowane pieniądze :) 100 g kostkę podzieliłam na trzy części. Całość wystarczyła mi na 3 tygodnie. 

Zostałam fanką Honey I Washed The Kids i polecam je wszystkim. Kupię je ponownie, ale najpierw chciałabym sprawdzić Sultana of Soap i Sexy Peel. Używałyście godnych polecenia mydeł w kostce dostępnych w Polsce? Polecacie któreś z Lusha?

wtorek, 19 lutego 2013

The Body Shop, Krem do rąk Hemp Hand Protector

Zima się już prawie kończy (mam nadzieję!) więc chciałabym pokazać Wam co ratowało moje dłonie podczas mrozów. W tym roku, był to Hand Hemp Protector z The Body Shop. Krem do rąk z konopi. Brzmi dziwnie? Trochę tak, sama bym pewnie po niego nie sięgnęła, a szkoda! Bo jest bardzo dobry. Dostałam go w zestawie z innymi kremami z TBS.
Krem jest bardzo gęsty i treściwy, a jednak łatwo się rozprowadza. Pozostawia na skórze ochronną i wygładzającą warstwę, ale nie klei się i nie jest tłusty. Przy reguralnym stosowaniu widzę poprawę stanu skóry dłoni. Ręce są gładkie i nawilżone. Jedynym minusem jest zapach, który nie jest za piękny. Konopijno-ziołowy, dziwny.
Pod względem działania mogę porównać Hemp Protector do kremu do rąk z masłem shea L'Occitane. Różnią się ceną i zapachem. L'Occitane zdecydowanie ładniej pachnie i jest dwa razy droższy. Stawiam Hemp Protector na drugim miejscu wśród moich ulubionych kremów do rąk, zaraz za L'Occitane. Hemp Hand Protector kosztuje w The Body Shop 30 ml ok. 22 zł/100 ml ok. 45 zł. Ja mam wersję 30 ml, która starczyła mi na dwa miesiące. Krem jest bardzo wydajny, wystarczy odrobina, aby doskonale nawilżyć dłonie.

Do wypróbowania pozostały mi jeszcze dwa inne kremy z The Body Shop. Dam znać jak się sprawdziły :) Czym chronicie dłonie przed mrozem, oprócz rękawiczek ;) ?

niedziela, 17 lutego 2013

ALVERDE, Szampon i Odżywka z Amarantusem

Szampon i odżywka Alverde z serii z amarantusem, to moje pierwsze i już ulubione kosmetyki tej firmy do włosów. Seria z amarantusem ma za zadanie silnie regenerować włosy. Nawilżać, wygładzać i dodawać blasku. Czyli wszystko czego potrzebują włosy, aby wyglądać ładnie i zdrowo. Czy znalazłam te rzeczy w fioletowych butelka? Zdecydowanie tak :)


Szampon ma rzadką konsystencję i bardzo delikatnie pieni się na włosach. Pomimo, że jest bardzo delikatny dla włosów, to doskonale je oczyszcza. Dużym plusem jest brak SLS i SLES, silikonów, konserwantów, emulgatorów i tym podobnego świństwa. Z resztą, tak samo jak w odżywce, która jest jedną z lepszych, które do tej pory używałam. Konsystencja odżywki jest bardzo gęsta, choć nie utrudnia to aplikacji. W niecałą minutę odżywka sprawia, że włosy są gładkie, sypiące i mniej się plączą. Zapach produktów, nie wiem czemu, kojarzy mi się z kremem do opalania :)


Ubolewam nad tym, że właśnie się skończyły i muszę czekać, aż jakaś dobra dusza uda się na zakupy do DM'u. Właśnie, dostępność to minus produktów Alverde. Co prawda, bez problemu dostaniemy je na Allegro, gdzie kosztują mniej-więcej 20 zł od sztuki. To dużo biorąc pod uwagę, że w Niemczech za szampon zapłacimy 1,95€, a za odżywkę 2,25€.  

Używałyście innych produktów do włosów Alverde? Przy najbliższej okazji na pewno zamówię tę serię, ale chciałabym spróbować też innych produktów.   

środa, 13 lutego 2013

LUSH, Cosmetic Warrior Fresh Face Mask

Po raz kolejny miałam przyjemność testować świeżą maseczkę firmy Lush. Tym razem zamówiłam Cosmetic Warrior, która ma zwalczyć niedoskonałości i łagodzić podrażnienie cery. Na przetestowanie maseczki miałam dwa i pół tygodnia. Świeże maseczki z Lusha mają krótki termin ważności, trzy tygodnie. Maseczkę trzeba przechowywać w lodówce.


Bazą maseczki jest glinka kaolinowa, którą bardzo lubię i świetnie działa na moją cerę. Winogrona mają za zadanie oczyścić cerę, miód i jajka wygładzić i zmiękczyć skórę, a świeży czosnek i olejek z drzewa herbacianego działają antyseptycznie. 


Maseczkę używałam co dwa, trzy dni. Starczyło mi jej idealnie do końca terminu ważności. Konsystencja kosmetyku, to gęsta pasta, która zawiera kawałki winogron i czosnku. Maseczkę łatwo się nakłada. Trzymałam ją ok. 7 - 10 minut. Trochę poprawiła stan mojej cery i ograniczyła pojawianie się nieprzyjaciół na twarzy. Plus za działanie, ale minus za zapach. Połączenie czosnku i olejku z drzewa herbacianego może działa na skórę, ale mój nos przechodził katuszę. Napiszę wprost, Cosmetic Warrior jest śmierdziuchem.


Jakiś czas temu pisałam o innej, świeżej maseczce z Lusha Oatifix(klik!). Moim faworytem nadal pozostaje Oatifix, która pięknie pachnie owsianką i bananami. Testowałyście maseczki z Lusha? Polecacie któreś? Może same umiecie przyrządzić takie świeże cuda?

niedziela, 10 lutego 2013

MAC, Impassioned - Amplified Creme Lipstick

Od zawsze byłam fanką błyszczyków, najlepiej w odcieniach beżu. Jakiś czas temu koleżanka namówiła mnie, abym w końcu dojrzała do szminek. Wzięłam sobie tę radę do serca i powędrowałam do najbliższego MACa, aby rozejrzeć się za ładnym kolorem na usta. Oświadczyłam, że nigdy nie używałam szminek i zostałam rzucona na głęboką wodę: "To może Impassioned?" Cooo??? Takie kolorowe i intensywne dla mnie? Długo się zastanawiałam i w końcu kupiłam moją pierwszą szminkę - MAC Impassioned.


Kolor Impassioned to intensywne połączenie różu i czerwieni z odrobiną ciepłego odcienia koralowego. Wykończenie Amplified Creme oznacza, że szminka ma miękkie, kremowe wykończenie, jest mocno napigmentowana oraz ma żywy, intensywny i trwały kolor. 


Szminka jest rzeczywiście trwała. Można w niej spokojnie zjeść obiad bez konieczności robienia poprawek przed deserem :) Przyznaję, że kolor jest odważny, ale można się przyzwyczaić. Dyskretne spojrzenia na ulicy gwarantowane. Według mnie najlepiej wygląda wieczorem i w sztucznym świetle. Na dzień wolę delikatniejszy efekt, dlatego delikatnie wklepuję ją palcem. Próbowałam uchwycić jej kolor na ustach, nie było to łatwe zadanie. 


Lubicie intensywne odcienie szminek? Polecacie jakieś kolory?

czwartek, 7 lutego 2013

Essie, Luxedo

Zimowych kolorów ciąg dalszy. Jednym z moich ostatnich lakierowych nabytków jest Essie Luxedo - najprawdziwszy i najciemniejszy bakłażan jaki widziałam. Oprócz czarnego Ciate, jest to najciemniejszy lakier w mojej kolekcji. Uznałam go za lakier zimowy, ale tak naprawdę Luxedo nadaje się do noszenia przez cały rok.


Lakier utrzymuje się na paznokciach ok. 3 - 4 dni. Pędzelek jest szeroki i wygodny. Dobrze się nim rozprowadza lakier. Do pełnego krycia potrzebne są dwie warstwy. Przy pierwszej widać, że to bakłażan, przy drugiej jest tak ciemny, że prawie nie widać, że to bakłażan ;) Ostatnio często go noszę, gdyż świetnie komponuje się z onyksowym misiem Tousem ;). Przy Luxedo polecam użyć base coat. Jest tak ciemny, że aż powoduje odbarwienie się płytki paznokciowej. Nie dzieje się tak przy jaśniejszych kolorach od Essie. 


Lakier kosztował 35 PLN w Super-Pharm. Ostatnio kupuję tylko lakiery Essie w Super-Pharm, muszę kupić coś innego dla odmiany ;)

Lubicie ciemne lakiery na paznokciach, czy wolicie pastele i nudziaki?   

niedziela, 3 lutego 2013

ORGANIQUE, Glicerynowe mydełko piernikowe

Ostatnio coraz częściej robię zakupy w Organique. Przy pierwszych zakupach Pani wręczyła mi kartę do zbierania stempelków. Za każde wydane 20 zł otrzymujemy jeden stempelek. Za 10 stempelków dostajemy prezent od firmy - kulę do kąpieli lub mydełko na wagę. 
Jakiś czas temu udało mi się uzbierać 10 stempelków (wiem, wiem jeszcze nie pisałam o produktach z Organique - wszystkie są w fazie testów ;)) i wybrałam mydełko piernikowe. Według mnie pachnie najładniej ze wszystkich mydeł. Zapach przypomina mi trochę ciastka z The Body Shop. Jest słodki i imbirowy.


Mydło trochę drapie skórę przez zawartość ziaren maku. Ładnie pachnie i wygląda, ale nie ma takiego szału i nie zachwyciło mnie, tak jak mydło z Lush (klik!). Mydełko skończyło jako mydło do rąk :) Pewnie sama go sobie nigdy nie kupię, ale jak znowu uzbieram stempelki, to chętnie przetestuję inny zapach. Mydło kosztuje ok. 14 pln za 100 g. Nie wiem ile gram ma moja porcja. Nie pytałam, to prezent w końcu :)

Lubicie markę Organique? Jakie produkty polecacie? Ja dopiero zapoznaję się z ich kosmetykami :)

piątek, 1 lutego 2013

Schwarzkopf, Color Mask - spotkanie prasowe

Pod koniec stycznia zostałam zaproszona przez markę Schwarzkopf na spotkanie prasowe. Spotkanie miało na celu prezentację nowego produktu na rynku, farby Color Mask. Spotkanie odbyło się w warszawskim concept store Loveconcept. Po prezentacji produktu, można było go osobiście przetestować pod okiem stylistów. 


Color Mask to luksusowa farba przeznaczona do domowej koloryzacji. Farba zapewnia intensywny, trwały kolor oraz pokrywa siwe włosy. W ofercie znajduje się 18 odcieni. Poza ładną gamą kolorystyczną, jej największą zaletą jest intensywna pielęgnacja podczas farbowania. Wykorzystano proces koloryzacji do wprowadzenia składników pielęgnacyjnych wewnątrz włosa. Bardzo podoba mi się ten pomysł, bo moje włosy ciężko jest rozczesać po farbowaniu. Farbę nakłada się bardzo łatwo, tak jak maskę, palcami. Mi najbardziej podobały się kolory nr 400 ciemny brąz, 600 jasny brąz i najpiękniejszy 700 ciemny blond.


Widziałam dziewczyny po farbowaniu, kolory rzeczywiście były ładne i intensywne. Miałam nawet okazję "pomacać" włosy jednej z koleżanek blogerek, były mięciutkie jak po zabiegu pielęgnacyjnym.

Bardzo podobało mi się na spotkaniu. Poza tym, że poznałam nowy produkt, prezentacja była ciekawa, a bezy przepyszne, to poznałam kilka przemiłych osób :) 


Najzabawniejsze było to, że moja mama nie wiedząc, że byłam na takim spotkaniu, w tym samym czasie była w drogerii i chciała kupić Color Mask :) Dostałam w prezencie dwie dowolnie wybrane farby. Wbrałam kolor 1000 jasny naturalny blond dla mamy. Bardzo się ucieszyła, bo chciała kupić właśnie ten kolor.


Słyszałyście o Color Mask? Wolicie koloryzować włosy w domu czy u fryzjera?