sobota, 30 marca 2013

I ♥ Lush!

Może i jest zimno, może i pada śnieg, ale... moje Święta na pewno będą pięknie pachnieć! :D Tego samego życzę Wam!  

U mnie na Święta goszczą (od lewej) The Comforter, Eau Roma Water, Porridge, Sweetie Pie, The Enchanter.

Tymczasem, zabieram się za mazurki, a wieczorem będę testować Lushowe nowości. Po całym dniu sprzątania/pieczenia chętnie zanurzę się w pachnącej kąpieli :)

czwartek, 28 marca 2013

STENDERS, Truskawkowo-mleczna kula do kąpieli

Właśnie wyszłam z gorącej kąpieli z kulą Stenders. Zapraszam do przeczytania relacji "na gorąco" ;) Nigdy nie byłam specjalnie fanką moczenia się w wodzie, ale ostatnio odkryłam moją wannę na nowo. To przez Lusha i ich bubble bary i bath bomby! 
Podczas przypadkowej wizyty w Stenders kupiłam truskawkowo-mleczną kulę do kąpieli. W sklepie pachniała cudownie, jak mleczny koktajl truskawkowy. Podobał mi się też jej dwukolorowy wygląd. Do kąpieli zużyłam całą kulę. Po wrzuceniu do wanny kula zaczęła delikatnie buzować i rozpuściła się w ciągu trzech minut, pozostawiając wodę w dziwnym kolorze, trochę jak z brudnych rur. Po rozpuszczeniu kula pozostawiła różany (?!) zapach. Wanna wypełniła się olejkami. 
Widzicie musującą kulę?
Takie "maczanie się" w gorącej wodzie wypełnionej olejkami dobrze wpłynęło na moją skórę. Skóra po kąpieli jest pachnąca, miękka i nawilżona(ale nie tłusta). Gorąca woda nie podoba się moim naczynkom, więc muszę uważać na temperaturę wody. Poza tym, po 3 minutach w cieplutkiej wodzie robi mi się gorąco i chcę już wychodzić.

Podsumowując, kula do kąpieli marki Stenders zrobiła na mnie średnie wrażenie. Miałam nadzieję, że zabarwi wodę na jakiś przyjemny kolor i będzie pachnieć truskawkowym shake'iem, a nie różami. Kula miała ok. 140 g i kosztowała ok. 15 zł. Może kiedyś dam szansę innej kuli z tego sklepu. Testowałyście może kule kąpielowe Stenders?     

wtorek, 26 marca 2013

Lawendowa Farma, Plastelinka Muminka - naturany czyścik do twarzy

Ostatnio opisywałam miodowo-lawendowe mydełko z Lawendowej Farmy. Dzisiaj przyszła pora na bardzo ciekawy kosmetyk - Plastelinkę Muminka. Jest to naturalny, migdałowo-lawendowy czyścik do twarzy stworzony przez Panią Ewę. Kupiłam go ze względu na uroczą nazwę i podobieństwo do Angels on Bare Skin firmy Lush. Plastelinkę Muminka używałam przez prawie dwa miesiące, teraz testuję Aniołki.
Plastelinka Muminka składa się z glinki kaolinowej, mączki migdałowej, gliceryny, kawałków kwiatu lawendy i olejku lawendowego. Używałam jej jako porannego czyścika  ok. 3 razy w tygodniu. Czyścik ma za zadanie wygładzić, odświeżyć, oczyścić i nawilżyć skórę. Plastelinka spełnia swoje zadanie. Przy regularnym stosowaniu, co drugi dzień, skóra w ogóle nie wymagała dodatkowego złuszczania. Jak używać tego cudaka? Trzeba wziąć kawałek plastelinki i rozetrzeć ją na pastę z odrobiną wody. Gotową papkę nakładamy na twarz i chwilę trzymamy, po czym należy ją zmyć letnią wodą. Pani Ewa zaleca trzymanie jej nawet 15 min. Ja ograniczyłam się do 2 - 3 min. podczas mycia zębów :)
Czym różni się Plastelinka Muminka od lushowych Angels on Bare Skin? Muminki mają grubsze kawałki migdałów i są bardziej twarde. Aniołki są miękkie, mają mocno zmielone migdały, łatwiej jest przygotować pastę i nałożyć ją na twarz. Muminki pachną delikatniej, jak jedzenie/ciasto z odrobiną lawendy. Aniołki pachną intensywnie lawendą, bardziej ziołowo. Oba zapachy mi się podobają. Muminki mają krótszy i bardziej naturalny skład. Na twarzy oba produkty działają praktycznie tak samo. Plastelinka Muminka pozostawia po zmyciu film, który znika po osuszeniu buzi ręcznikiem. 50g Plastelinki kosztuje 11 zł. 100g Angelsów kosztuje ok. 30 zł. Muminki mają termin ważności 2 miesiące, a Aniołki 3 miesiące. Oba produkty mi się podobają i są dobre, ale który lepszy,  zadecyduję jak skończę testować Angels on Bare Skin.
Plastelinka Muminka  vs  Angels on Bare Skin
Tytułową Plastelinkę Muminka polecam i pewnie kiedyś do niej wrócę przy okazji zamówienia z Lawendowej Farmy. Plastelinka jest naturalna, niedroga i działa. Postawiła Lushowi wysoko poprzeczkę :)  Plastelinkę i inne dobrocie można kupić na stronie lawendowafarma.pl.

piątek, 22 marca 2013

La Roche-Posay, Hydreane Legere - Lekki krem nawilżający

Przez ostatni miesiąc odstawiłam mój ulubiony krem do twarzy DayWear na rzecz lekkiego kremu nawilżającego Hydreane Legere od La Roche-Posay. Do zakupu skusiła mnie promocja 39 zł w Super-Pharm. Poza tym potrzebowałam dobrego nawilżacza na wyjazd. 40 ml starczyło mi na ponad miesiąc, przy czym przez dwa tygodnie krem był nakładany kilka razy dziennie na twarz i dekolt. Poza nawilżaniem, krem nie robił nic więcej, ale takie jego zadanie :) 
Krem sprawdził się w wielu sytuacjach: jako krem na dzień pod makijaż, jako nawilżacz po opalaniu i na noc oraz krem na dzień noszony bez makijażu. Hydreane sprawdził się w każdej z wymienionych sytuacji, ani razu mnie nie zapchał i nie dopuścił do wysuszenia skóry. Miałam bardzo ładną cerę podczas stosowania Hydreane. Jedyne czego mi w nim brakuje, to filtru przeciwsłonecznego, co dyskwalifikuje go do noszenia "solo" latem. Widziałam, że pojawił się w serii Hydreane krem BB z filtrem SPF 20, zamierzam przetestować go podczas lata, o ile lato nadejdzie. Wracając do Hydreane Legere, krem ma lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. Twarz nie świeci się po nim. Zapach jest świeży, podobny do zapachu innych, aptecznych kremów. Krem jest warty polecenia, planuję kupić go ponownie.

Jakie są Wasze ulubione nawilżacze? Może znowu spróbuję czegoś nowego :)

środa, 20 marca 2013

LUSH, Jungle - odżywka do włosów w kostce

Jednym z pierwszych produktów Lusha, które kupiłam był szampon Karma Komba w kostce. Byłam nim oczarowana. Zarówno samym szamponem, jak i jego nietypową formą. Zachęcona ciekawą formułą postanowiłam wypróbować inną ciekawostkę - Jungle, odżywkę do włosów w kostce, która ma za zadanie ujarzmić "dzikie" włosy. Stała forma nie wymaga plastikowego opakowania, co powoduje, że odżywka jest przyjazna środowisku. Jak większość kosmetyków Lush, jest odpowiednia dla Vegan, nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego. Dodatkowym plusem jest to, że Jungle jest najtańszą z oferowanych przez Lush odżywką.
Odżywkę zrobiono z masła kakaowego, awokado, świeżych bananów, fig i marakui. Połączenie tych składników daje dziwny, ziołowo-owocowy zapach. Na początku nie podobał mi się, z czasem nawet go polubiłam. Zapach utrzymuje się na włosach prawie cały dzień. Odżywka będzie działać, jeżeli potrzymamy ją chwilę 2 - 3 min. na włosach. Sprawia, że włosy są miękkie i łatwiej je rozczesać, ale... nie jest łatwo nałożyć odżywkę na włosy. Jest twarda i z trudem rozpuszcza się pod wpływem wody. Pocieranie nią bezpośrednio o włosy powoduje wyrywanie pojedynczych włosów. Najskuteczniejszym sposobem nałożenia jej na włosy jest oderwanie kawałka i roztarcie go w ręku, aby powstała pasta. Oj, nie jest to łatwe! 
Odżywki raczej nie kupię ponownie. Chociaż działa, to jest dla mnie zbyt kłopotliwa w użyciu i nie uwiodła mnie zapachem. W tej cenie (2,95£ ok. 15 zł) jest więcej odżywek, które działają, pachną i  nie są pracochłonne przy nakładaniu na włosy. Na osłodę dodam, że odżywka świetnie sprawdza się w podróży. Ostatnio wyjeżdżałam, szampon i odżywkę przewoziłam w małej lushowej puszce. Stała forma odżywki ułatwia też jej przewiezienie w bagażu podręcznym. Została mi jeszcze połowa odżywki, zostawię ją na okoliczność wyjazdu :)

niedziela, 17 marca 2013

Lawendowa Farma, Miód z Lawendą, ręcznie robione mydło

Na początku tego roku złożyłam moje pierwsze zamówienie w Lawendowej Farmie. Na Lawendowej Farmie Pani Ewa tworzy mydła i kosmetyki. Zamówiłam balsam w kostce, mydło z miodem i lawendą oraz Plastelinkę Muminka, która bardzo przypomina Lushowy Angels on Bare Skin. Dzisiaj chciałabym przedstawić mydło naturalne "Miód z Lawendą". 
Mydła z Lawendowej Farmy są świeże, wyrabiane ręcznie na zimno. Mają naturalne składy i zapachy. Moje mydełko zawiera oliwę, miód, mielone płatki owsiane i masło shea. Dzięki temu jest delikatne dla skóry i nie wysusza jej. Zapach w opakowaniu jest bardzo intensywny, nie byłam pewna, czy go polubię. Pod prysznicem i w zetknięciu ze skórą jest delikatny i przyjemny. Pachnie ziołowo lawendą. Mydło nie pieni się lecz tworzy kremową warstwę myjącą. Kawałki płatków owsianych delikatnie peelingują. Kostkę podzieliłam na trzy części. Jedna poszła pod prysznic, druga jako mydło do rąk. Mydło jest bardzo wydajne, zdecydowanie bardziej niż moi Lushowi ulubieńcy. 
Bardzo polubiłam Lawendową Farmę i na pewno kiedyś do niej wrócę. Chciałabym wypróbować jeszcze mydła z kokosem i plastrem miodu oraz masę innych kosmetyków, jak balsamy, masełka shea, świece sojowe czy mazidła do ust. Dla mnie Lawendowa Farma jest częściowo polskim odpowiednikiem Lusha, na pewno bardziej naturalnym i bardziej przystępnym cenowo :) 110 g kostka mydła kosztuje 11 zł.

niedziela, 10 marca 2013

HD Nail Polish #09, Idealny kolor na lato

Witam po krótkiej przerwie spowodowanej wakacjami. Wiem, że za oknem pada śnieg, a temperatura nie sięga 0°C, ale z tęsknoty za latem chciałabym Wam pokazać, jaki kolor towarzyszył mi podczas ostatniej podróży. Kolor co prawda nie w moim stylu, ale temperatura sprawiła, że się w nim zakochałam - idealny cukierkowo-barbiowy róż :)
Lakier kupiłam przypadkiem w jakiejś tajskiej drogerii za ok. 16 zł. Firma HD, chyba chińska, sądząc po krzaczkach w opisie produktu. Kupiłam w ciemno ze względu na kolor. Nie zawiodłam się, dwie warstwy pięknie kryją, kolor jest równie intensywny, jak w butelce. Lakier bardzo mnie zaskoczył, ponieważ po pomalowaniu, okazało się, że moje paznokcie pachną gumą balonową! :D Zapach utrzymuje się na następny dzień. Lakier trzyma się ok. 3 dni.
Na koniec chciałabym Wam pokazać, jakie dobrocie udało mi się nabyć podczas podróży. Najwięcej kosmetyków pochodzi od marki Soap&Glory, ponieważ trafiłam na niezłą promocję ;)