środa, 28 listopada 2012

Tanie kupowanie, czyli promocja w Rossmanie :)

Dzisiaj zakończył się tydzień promocji w Rossmanie - 40% na kosmetyki kolorowe. Myślałam/miałam nadzieję, że uda mi się oprzeć pokusie i nawet nie zbliżałam się do rossa, ale... do czasu. Dzisiaj nieopatrznie tam weszłam i trochę nagrzeszyłam. Na szczęście nie były to drogie grzechy. Chodziłam między kosmetycznymi szafami chyba godzinę, a w końcu i tak kupiłam tylko produkty z Maybelline. Chyba mam do nich słabość, bo jako nastolatka używałam wielu produktów tej marki.


Na listę moich zakupów trafiły:

1. Master drama - brązowa kredka do oczu. Marzy mi się brązowy fluidline od MAC'a, więc stwierdziłam, że warto przetestować kolor w tańszej wersji ;) - ok. 14 PLN

2. Super Stay Tint Gloss - pomadka/błyszczyk/farbka do ust. Wybrałam kolor Lasting Pink. Podobno długo się trzyma. Już wcześniej się oglądałam się za tymi pomadko-błyszczykami. Do zakupu zdecydowanie przekonała mnie promocja - ok. 17 PLN

3. Puder Affinitone - w kolorze Dark Beige. Kupiłam go, bo chciałam poprawić makijaż, a nie noszę mojego pudru w torebce. Postanowiłam kupić tańszy - mam nadzieję - odpowiednik. Poza tym, kosztował tyle co kawa w sieciówce, ok. 12 PLN

4. Colossal - tusz do rzęs w kolorze Glam Black. Jest rewelacyjny, nie wiem które to z kolei opakowanie. Nie osypuje się, nie podrażnia i robi efekt wooow! na rzęsach. Poświęcę mu osobny post. ok. 20 PLN

MOKOBELLE, świętowania magistra ciąg dalszy

U mnie znowu nie kosmetycznie... Tym razem chciałam się pochwalić przemiłym prezentem jaki dostałam od Mamy z okazji wspomnianej już pracy magisterskiej. Dostałam od niej dwie bransoletki polskiej firmy biżuteryjnej Mokobelle. Dziękuję Ci kochana jeszcze raz ;) Firma posiada w swoim asortymencie biżuterię modową różnych, zagranicznych projektantów oraz własne projekty. Najpopularniejsze z nich to bransoletki z kulek oraz z łańcuszka i nitki.


Dostałam od Mamy delikatną, cieniutką bransoletkę ze złotego łańcuszka z przywieszką z maleńkiego rubinka. Druga bransoletka jest zrobiona ze małych, onyksowych kulek ze złotą zawieszką, łapką fatimy. Są to moje pierwsze złote bransoletki z Mokobelle, dotychczas interesowały mnie tylko srebrne.


Tak właśnie przejawia się moje biżuteryjne zbieractwo ;) Biżuterię kupuję lub dostaję przeważnie z jakiejś okazji. Rzadko zdarza mi się wejść do sklepu i kupić coś tak po prostu. Dlatego każda z tych bransoletek ma swoje tajemnicze znaczenie ;) Najbardziej lubie zbierać bransoletki. Były już Charmsy i Lilou, jeszcze nigdy nie miałam Pandory.

poniedziałek, 26 listopada 2012

TOUS, miś z okazji obrony magistra

Taadaam! W końcu obroniłam moją pracę magisterską :) Pisanie pracy przeciągnęło się z czerwca do listopada. W zeszły piątek oficjalnie zostałam "panią magister" ;) Z tej okazji dostałam od moich kochanych Hani i Darka, nowego misia Tousa do kolekcji :) Jeszcze raz dziękuję!


Wypatrzyłam sobie zupełnie innego misia, ale w sklepie zakochałam się w tym pierścionku. Srebrny pierścionek z onyksem okazał się strzałem w dziesiątkę ;) Jestem bardzo zadowolona, że nowy miś dołączył do mojej skromnej kolekcji.


Biżuterię uwielbiam prawie tak samo jak kosmetyki ;) Niestety, przeważnie jest dużo droższa, ale za to trwała. Znacie markę Tous? Jakie są Wasze ulubione marki biżuteryjne?

piątek, 23 listopada 2012

Essie, Chinchilly

Druga połowa listopada, to już najwyższy czas aby zamienić wesołe czerwienie, mięty i róże na paznokciach, na bardziej jesienne barwy. W pierwszej jesienno-zimowej odsłonie, moje paznokcie pokazały się w kolorze Chinchilly od Essie.


Chinchilly to piękny, szaro - fioletowy, lekko "przybladzony" kolor. Przed zakupem martwiłam się, czy nie będzie wyglądał trupio na moich bladych dłoniach. Na szczęście prezentuje się bardzo ładnie i elegancko. Do całkowitego efektu krycia potrzebne są dwie warstwy lakieru. Nie robią się żadne smugi i prześwity. Pędzelek jest szeroki i lekko spłaszczony. Wygodnie się nim maluje. Na lakier użyłam top coat od firmy Nail Tek. 


13,5 ml lakieru w szklanej buteleczce kosztuje ok. 35 PLN w Super-Pharm. Bardzo sobie chwalę lakiery od Essie za jakość i kolory. Jakie są Wasze ulubione kolory jesieni na paznokciach?

wtorek, 20 listopada 2012

LUSH, Oatifix Fresh Face Mask - maseczka z owsianki i bananów

Oatifix to moja pierwsza świeża maseczka z Lush. Dzisiaj mija jej termin ważności, co oznacza pożegnanie się z tym cudownym produktem. Maseczki z Lush'a mają bardzo krótki termin ważności - 3 tygodnie. Maseczkę należy przechowywać w lodówce. Moja przyleciała do mnie wraz z zamówieniem z Chicago. Miałam tylko dwa tygodnie na zużycie jej.


Używałam maseczki prawie codziennie. Jest jej dość sporo, jak na tak krótki termin ważności, 60 g. Pierwsze wrażenie zapachowe - nie spodobała mi się ...ale do czasu :) Wystarczyło nałożyć ją na dwa razy na twarz i zdążyłam się zakochać ;) Nie tylko w zapachu, ale także w jej działaniu. 



Maseczka ma za zadanie nawilżać, koić i redukować zaczerwienienie. Potwierdzam takie działanie maseczki. Najbardziej spodobało mi się, że maseczka rzeczywiście zredukowała podrażnienie i zaczerwienienie skóry, z którymi zmagam się w sezonie grzewczo-kaloryferowym. Maseczka przyjemnie chłodzi, ale to efekt trzymania jej w lodówce :) Na twarzy maseczka wygląda, tak jak się nazywa, jak miks owsianki z bananami. 


W czarnym, Lushowym pojemniczku znajdują się prawie tylko naturalne składniki. Same dobrocie :) Poza wymienioną owsianką i bananami, do maseczki dodano zmiksowane migdały, wanilię, olejek migdałowy oraz glinkę kaolinową. Dodatkowo, maseczka nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego.

Jestem bardzo zadowolona z maseczki. Na pewno kupię ją ponownie. Oatifix kosztowała w USA 6,95 $ + tax. Chciałabym przetestować inne, świeże maseczki z Lush'a, więc będę miała dylemat czy zamówić to cudo, czy przetestować inną ;)

niedziela, 18 listopada 2012

NIVEA, Lip Butter - Raspberry Rose & Vanilla Macadamia

Wczoraj skusiłam się na nowe smakołyki od Nivea. Pomadki Nivea są znane od lat na polskim rynku. Dawno ich nie używałam, ale pojawienie się na rynku masełek skusiło mnie do zakupu :) Uwielbiam kosmetyki, które są w słoiczkach, puszeczkach itp.


Masełka dostępne są w czterech wersjach zapachowych: Carmel Cream, Raspberry Rose, Vanilla & Macadamia i klasycznej Smooth. Ja wybrałam wersję malinową i waniliową.



Vanilla & Macadamia pachnie smakowicie, jak waniliowo-czekoladowe ciasteczko. Raspberry Rose pachnie świeżo i owocowo. Trochę słodko, trochę kwaskowato, jak chemiczne maliny. Moim faworytem jest wersja waniliowa. Zapachy są delikatne i nie czuć ich, kiedy są na ustach. To dobrze, bo malina mogłaby mnie trochę drażnić.


Oba masełka mają takie same składy, różnią się tylko zapachami. Są kremowe i dosyć miękkie. Mają konsystencję półtwardego masła. Tworzą na ustach lekko tłustą, ale nie klejącą warstwę. Kupiłam je w Super-Pharm na promocji za 7,99 PLN sztuka. Regularna cena to 10,99 PLN.  

czwartek, 15 listopada 2012

ALTERRA, moja skromna kolekcja

Alterra jest marką należącą do Rossmana. Z produktami marki zapoznałam się niedawno, pod koniec września. Kosmetyki Alterry, są z nurtu kosmetyków naturalnych. Ich głównymi zaletami są składy i cena. Moja kolekcja jest na razie skromna, może za jakiś czas się powiekszy ;) W skład mojej kolekcji wchodzi:

Haarkur, Granatapfel & Aloe Vera - maseczka do włosów suchych i zniszczonych
Korperpeeling, Cranberry & Feige - peeling do ciała
Massageol, Mandel & Papaya - kojący i relaksujący olejek do ciała


Alterra, maseczka do włosów z granatem i aloesem

Bardzo zaskoczyła mnie jakość tego kosmetyku. Choć jest to maseczka, używam jej codziennie, jako odżywki. Trzymam ją na włosach krótko, tak jak odżywkę. Nie obciąża włosów, nawilża je i sprawia, że świetnie się rozczesują. Pachnie przyjemnie, ale nie powalająco. Nie zawiera konserwantów, silikonów, syntetycznych barwników i substancji pochodzenia zwierzęcego. Używam jej prawie codziennie od dwóch miesięcy i zaczyna się kończyć. Niepokoi mnie fakt, że w najbliższym Rossmanie nie ma jej od dwóch tygodni! Mam nadzieję, że to tymczasowe problemy z dostawą. Lubię drogie kosmetyki, ale aż szkoda wydawać kasę, gdy tak dobry produkt, kosztuje tak niewiele. Za 150 ml opakowanie zapłacimy ok. 10 PLN.



Alterra, olejek do ciała z migdałami i papają

Kolejny produkt Alterry, który pozytywnie mnie zaskoczył i nie ma go na półkach w Rossmanie od miesiąca. Podobno firma zmienia opakowanie i niedługo wszystkie olejki powrócą do stałej sprzedaży. Po zmianie opakowania i dodaniu pompki nie będę miała się do czego przyczepić, bo jego jedynym minusem jest niewygodna aplikacja, prosto ze szklanej butelki. Jeszcze nie udało mi się go wylać, ale pierwsze co pomyślałam, że to zrobię. Jest to mój pierwszy olejek do ciała, bardzo spodobała mi się ta formuła. Używam go po wieczornej kąpieli, rano nakładam balsam. Olejek nie brudzi i nie pozostawia tłustych plam. Delikatnie nawilża i natłuszcza skórę. Zestaw olejków, między innymi migdałowy, sezamowy i jojoba odżywiają skórę. Pachnie przyjemnie, owocowo, ale nie jest to "szałowy" zapach. Używam go często od dwóch miesięcy, pozostało go ok. 1/4. Smaruję nim całe ciało. 100 ml buteleczka kosztuje ok. 15 PLN. 


Alterra, peeling do ciała z żurawiną i figą

Alterrowy peeling nie zachwycił mnie tak jak maseczka i olejek. Jest to żel pod prysznic peelingujący, a nie treściwy peeling. W czerwonym kisielku są zatopione pestki żurawiny i troszkę drobinek ścierajacych. Nie zawiera syntetycznych barwników i substancji zapachowych, konserwantów, silikonów, parafiny i innych związków olejów mineralnych. Nasiona żurawiny pochodzą z kontrolowanych biologicznie upraw. Na drugim miejscu w składzie znajduje się alkohol, który niestety można wyczuć. Peeling pachnie słodko, owocowo, z resztą podobnie do pozostałych produktów. Nie pamiętam ile kosztował, na pewno nie więcej niż 7 - 10 PLN. Opakowanie ma pojemność 200 ml. Raczej zakupu nie powtórzę, bo nie jestem fanką żeli peelingujących.


Marka Alterra wypada całkiem nieźle. Ich kosmetyki są naturalne i skuteczne. Mam wrażenie, że wszystkie podobnie pachną. Nie zrujnują portfela, bo są niedrogie. Większość produktów kosztuje w granicach 10 PLN. Za tą cenę warto je przetestować. Kosmetyki są dostępne w Rossmanie.

To mój początek przygody z Alterrą. Które kosmetyki Alterry polecacie?

niedziela, 11 listopada 2012

Estee Lauder, Lash Primer Plus - baza pod maskarę

Bazy pod maskarę Estee Lauder używam już od kilku lat. Nie jest to odżywka, dlatego nie należy się spodziewać nie-wiadomo-czego na rzęsach, ale na pewno chroni rzęsy przed skutkami codziennego makijażu. 


Lash Primer intensyfikuje działanie tuszu do rzęs, szczególnie zwiększających objętość i wszytko-w-jednym. Świetnie współpracuje z wodnistymi maskarami. Primer ułatwia także demakijaż rzęs, co jest dużym plusem przy ciężkich maskarach typu YSL. Dodatkowo sprawia, że tusz siedzi tam gdzie powinien i nie osypuje się, tak jak bywa to w przypadku tańszych maskar np. Maybelline i mojego ukochanego Colossal Volum' Express.


Primer ma formę białego kremu. Szczoteczka świetnie pokrywa i rozdziela rzęsy. Starcza mi na ok. 3 - 4 miesiące, po tym czasie gęstnieje i nadaję się do wyrzucenia. Baza kosztuje ok. 70 - 80 PLN w perfumerii.

Polecam używanie primerów, nie tylko tych od EL, ponieważ warto chronić rzęsy, a przy okazji możemy otrzymać woalkę rzęs. Oczywiście do tanga trzeba dwojga i pierwsze skrzypce zawsze będzie grać dobry tusz do rzęs ;)

środa, 7 listopada 2012

Lush & Bath and Body Works, zamówienie z USA

Skorzystałam z uprzejmości kochanego Piotrka, który przywiózł mi dziś z Chicago pachnące zakupy. Poprosiłam go o małe, ale trochę ważące, zamówienie z Bath & Body Works i Lush'a. 


W Bath & Body Works "kupiłam" ;) pianki do mycia rąk, głęboko oczyszczające mydła do rąk oraz mini świeczki. Wszystko ze świątecznej serii zapachowej.


Z Lush'a poprosiłam o produkty z serii świątecznej: mydło Snowcake i peeling Sandy Santa oraz świeżą maseczkę Oatifix ze stałej oferty. Jako fanka żeli pod prysznic, postanowiłam dać duży kredyt zaufania dla mydła w kostce. Bardzo miłą niespodzianką jest próbka Dream Cream'u.

Zrobiło się u mnie świątecznie ;) Zaraz idę umyć ręce, nałożyć maseczkę i zrobić peeling :D 

poniedziałek, 5 listopada 2012

Balea, Żel pod prysznic z czekoladą i figą

Balea jest marką należącą do niemieckiej drogerii DM. Omawiany żel pod prysznic pochodzi z limitowanej kolekcji zimowej, inspirowanej francuskimi makaronikami. Żel przywiozła mi mama, w zeszłym miesiącu z Berlina. 


Podoba mi się design opakowania. Butelka zawiera 300 ml kremowego żelu o bladoróżowym kolorze. Jego główną zaletą jest smakowity, czekoladowy zapach z delikatną, owocową nutą figi. Zapach nie utrzymuje się po kąpieli. Żel pieni się bardzo delikatnie i nie wysusza skóry. Zdarzyło mi się zapomnieć/nie mieć czasu nałożyć balsamu po kąpieli i nie odczułam nieprzyjemnego ściągnięcia i szorstkości skóry.

http://www.littleoven.com/

Żelu używam od prawie miesiąca, dwa razy dziennie i ubyło go ok. połowy. Bardzo go polubiłam i chociaż czeka na mnie jeszcze kilka produktów kąpielowych do przetestowania, to zamówię następny na zapas :) Niestety w najbliższym czasie, nie będę miała możliwości kupienia go bezpośrednio w DM-ie, dlatego zamówię go na allegro. Uwielbiam jego czekoladowy zapach, idealny na jesienne wieczory i chłodne poranki. Jest niedrogi, kosztuje na allegro ok. 7 zł, co jest jego niewątpliwą zaletą ;)

czwartek, 1 listopada 2012

Estee Lauder, DayWear, Advanced Multi-Protection Anti-Oxidant Creme

Krem Estee Lauder DayWear jest klasycznym nawilżaczem z dużą porcją przeciwutleniaczy. Producent zapewnia kompleksową ochronę skóry. Formuła nawilżająca chroni i skórę przed wysuszeniem i czynnikami zewnętrznymi. Filtr SPF 15 chroni skórę przed szkodliwymi promieniami UVA. Kompleks przeciwutleniaczy zapobiega szkodliwemu działaniu wolnych rodników, powodujących przedwczesne starzenie się skóry. Krem występuje w dwóch wersjach, do cery suchej oraz normalnej/mieszanej. 

Ja posiadam wersję kremu do cery normalnej/mieszanej. Kiedyś testowałam wersję do cery suchej, była dla mnie za tłusta. 


DayWear'a używam od dłuższego czasu, myślę, że ok. 3 lat. Nie jestem w stanie policzyć ile słoiczków zużyłam. 50 ml słoiczek starcza mi na ok. 4 miesiące. W październiku zużyłam kolejne opakowanie. Podróżował ze mną całe lato, co widać po zdartych napisach na słoiczku. 

 
Krem nie zapycha skóry, za to odżywia ją i nawilża. Używam go codziennie rano, stanowi dobrą bazę pod makijaż. Lubię go za opakowanie (słoiczek!), aksamitno-kremową konsystencję, ogórkowy zapach i szybkie wchłanianie. Krem zawiera filtr, co jest dla mnie podstawą w pielęgnacji przez cały rok. Czasem nakładam go wieczorem po Triacnealu, aby nie wysuszyć za bardzo buzi. Jest to świetny zestaw na noc, obiecuję opisać również Triacneal ;)

Na sezon grzewczy postanowiłam wypróbować coś bardziej nawilżającego. Jest to trudny okres dla mojej skóry, suche powietrze z kaloryferów działa na nią fatalnie i muszę ją nieustannie nawilżać (kremy, maseczki itp...). Wybór padł na Hydrationist Estee Lauder.


Zaczęłam używać go w październiku, jak na razie jest dobrze. Nie będę więcej zdradzać, napiszę co o nim myślę, po zakończeniu całego opakowania.

Refleksję na temat ceny pozostawiłam na koniec ;) DayWear kosztuje ok. 250 PLN, natomiast Hydrationist ok. 230 PLN. Moim zdaniem kremy są warte swojej ceny, na pewno DayWear, zobaczymy jak sprawdzi się Hydrationist.