poniedziałek, 10 czerwca 2013

Lody bakaliowe w formie mydła? LUSH, Sultana of Soap

Świeże lody bakaliowe, biała czekolada, orzechy, rodzynki bakalie. Czy dzisiaj będzie jakiś przepis na pyszny deser? Nie, dzisiaj będzie mój nowy ulubieniec do mycia - Sultana of Soap od Lush. Nie dość, że apetycznie pachnie, to jeszcze apetycznie wygląda. Nie mogę się zdecydować, czy wolę Sultanę czy jednak Honey, I washed the kids, nad którym ostatnio rozpływałam się w zachwytach.

Sultana of Soap, jest najbardziej kremowym mydłem, ze wszystkich mydeł firmy Lush. Jest nawet bardziej kremowa, niż mój zimowy hit Snowcake. Nie wysusza mojej skóry, tak jak tradycyjne mydła i żele pod prysznic z supermarketu/drogerii. Aby nie było za słodko, dodam, że podczas używania odpadają z mydła suszone kawałki bakalii. Mi to nie przeszkadzało. Ponieważ mydło jest bardzo kremowe, mam wrażenie, że przez to szybciej się zużywa - szybciej rozpuszcza przy kontakcie z wodą i ciałem. 100 g kostka Sultana of Soap kosztowała 3,35£.

Lubicie naturalne mydełka? Polecacie jakieś inne firmy?   

poniedziałek, 6 maja 2013

Migdałowa pielęgnacja dłoni - The Body Shop, Almond Hand

Jakiś czas temu pokazywałam Wam krem do rąk z konopi The Body Shop (zobacz recenzję) z którego byłam bardzo zadowolona. Dzisiaj chciałabym przedstawić kolejny krem do rąk TBS w wersji migdałowej. Czy migdał sprawił równie dobre wrażenie, co zielony brat?
Almond Hand jest uniwersalnym i lekkim kremem do rąk. Pachnie apetycznie słodkimi migdałami. Krem ma rzadką konsystencję, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Z drugiej strony, miałam wrażenie, że przez taką konsystencję był mniej wydajny. Nakładałam krem raz i po chwili musiałam ponowić aplikację. Używany regularnie sprawił, że moje dłonie były gładkie, miękkie. 
Krem TBS z migdałów sprawdzi się u osób, które lubią lekkie kremy i nie mają problemu z nadmiernie szorstką skórą. Ja potrzebuję mocniejszego nawilżenia. Migdał nie poradzi sobie z zimową pielęgnacją dłoni. Ot taki leciutki specyfik na lato. Dodaję plus za opakowanie, dzięki któremu nie zmarnujemy ani kropli kremu. Jednak zielony brat wygrał. Zdecydowanie polecam mniej przyjemny zapachowo, ale za to bardziej nawilżający Hemp Protector.   

Zapraszam do śledzenia nowości u mnie na facebook'u https://www.facebook.com/urodologia ;)

piątek, 3 maja 2013

Lotion do ciała z ziarnami wanilii - LUSH, Sympathy of the Skin

Uwielbiam wszelkie smarowidła do ciała, szczególnie w postaci maseł, dlatego nie mogłam odmówić sobie przetestowania specyfiku z mojej ulubionej firmy Lush. Co prawda, Sympathy of the Skin to nie masło, tylko lotion, ma bardzo rzadką konsystencję. Przed zakupem, w jego opisie najbardziej zaciekawiły mnie w małe ziarenka wanilii, lubię takie udziwnienia ;)
Sympathy of the Skin składa się z wanilii, olejku migdałowego, masła kakaowego i bananów organicznych. Lotion jest dosyć dziwnym specyfikiem. Po pierwsze ma dziwny zapach. Zapach jest bardzo naturalny i niesłodki. Mój ukochany porównał go do zapachu farb plakatowych i surowego ciasta drożdżowego. Po drugie miałam wrażenie, że lotion zmieniał konsystencję! Na początku był bardziej gęsty, a pod koniec opakowania smarowałam się prawie...wodą. Nie popsuł się w międzyczasie, poznałabym po zapachy, albo wysypce na skórze - na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
Wracając do samego działania kosmetyku, balsam szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy i nawilża na cały dzień. Niestety nie poradził sobie z najbardziej suchymi miejscami (u mnie są to łokcie i łydki). Wspomniane kawałki wanilii nie przeszkadzają podczas aplikacji. Nie wiem co się z nimi dzieje, bo nie pozostają widoczne na skórze. Może odpadają? Nie wiem...
Podsumowując, Sympathy of the Skin jest ...sympatyczny, ale nie jest ideałem. Spodoba się fankom naturalnych zapachów i kosmetyków, z nie przesuszoną skórą. Opakowanie 240 ml wystarczyło mi na niecały miesiąc używania raz dziennie. Klasyczne masła są dla mnie wydajniejsze, może to przez tę konsystencję nakładałam go za dużo. Lotion kosztuje 10,75£, sporo ponad 50 zł. Raczej go więcej nie kupię, może Karma albo Dream Cream będą lepsze. Gdyby nie zmieniał konsystencji i odrobinę mocniej nawilżał, mógłby zostać moim ulubieńcem.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Kąpiel na końcu tęczy - LUSH, Dorothy

Postanowiłam dzisiaj miło rozpocząć długi weekend i uczcić go aromatyczną kąpielą z Dorothy. Sympatyczna Dorotka, zwana również "Somewhere over the rainbow" to Bubble Bar firmy Lush. Bubble Bar to bąbelki do kąpieli w kostce. Rozkruszamy taką kostkę pod strumieniem wody, a wanna wypełnia się puszystą pianą i pięknym zapachem.
Zapach Dorotki "na sucho" nie zauroczył mnie. Jest mocno kwiatowy, trochę vintage. Moja koleżanka porównała go do szarego mydła. Zapach w kąpieli jest zdecydowanie przyjemniejszy, delikatny, kwiatowy. Po kąpieli zapach pozostaje na skórze. Dorothy spodoba się fankom mydła Figs & Leaves, pachnie tak samo. Kostka barwi wodę na intensywny, niebieski kolor. Już połowa kostki wystarczy, aby zabarwić wodę, stworzyć dużo puszystej, pachnącej piany.
Dorothy była OK. Kostka zrobiła górę piany, zapach był przyjemny, ale nie zrobiła ze skórą nic wyjątkowego. Bardziej podobała mi się kąpiel z Creamy Candy, która zawiera kawałki masła kakaowego i olejek migdałowy. Kostka Dorothy kosztuje 2,99£, wolę kupić trochę tańszą Creamy Candy.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Kto wykąpie się z Kejmi? Wyniki rozdania!!!

Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w rozdaniu. Poznałam klika nowych, ciekawych blogów. Przejdźmy do losowania. Łapka do maszyny losującej, chwilę mieszamy i....
Sauria80 gratuluję!!! Dziękuję Wszystkim za wspólną zabawę.
PS: Na paznokciach lakier p2 #100 Open your heart.

środa, 24 kwietnia 2013

LUSH, New - korzenny szampon w kostce

New to kolejny szampon w kostce, który używałam po Lushowej Karma Kombie. New ma za zadanie sprawić, aby włosy zdrowo lśniły, szybciej rosły i stymulować skalp, aby zapobiec wypadaniu włosów. Połysk włosom nadaje mięta i pokrzywa, a o skalp dbają olejki z rozmarynu i pokrzywy. Dodatkowo zawiera olejki z cynamonu i goździków. Brzmi jak bajka, prawda?
Bardzo lubię formę stałego szamponu. Kostka jest wygodna, szampon łatwo się nakłada i świetnie pieni. Jest wydajny. Używałam go od końca grudnia, przez miesiąc codziennie, później od czasu, do czasu i zostało mi jeszcze ok. 1/3 szamponu. New dobrze oczysza włosy i rzeczywiście pozytywnie wpływa na skalp. Nie ma mowy o jakimkolwiek łuszczeniu i tym podobnym, nieciekawym historiom. Jednak nie zauważyłam, aby włosy mniej wypadały lub szybciej rosły. Włosy po umyciu były ok. Czyste, nie obciążone, ale nie byłam nimi tak zachwycona, jak podczas używania Karma Komby. Raczej wolę szampony do włosów przetłuszczających się lub dodające objętości. Zapach New jest ostry, ziołowy i korzenny. Trochę cynamonowy, trochę goździkowy. Chociaż lubię takie zapachy np. serię rozgrzewającą Pat&Rub, to zapach szamponu nie przypadł mi do gustu. Wiem, że innym dziewczynom się podoba, więc pewnie są zadowolone, że zapach utrzymuje się na włosach przez pół dnia.
New jest szamponem, który dobrze oczyszcza włosy i nie podrażnia skóry głowy. Cieszę się, że go przetestowałam, ale raczej nie powtórzę zakupu. Teraz będę testować Jumping Juniper. Na razie moim numerem jeden pozostaje Karma Komba. Wiem, że New jest ulubionym szamponem dla wielu osób, dlatego nie chcę zniechęcać Was do zakupu :) New kosztuje tak, jak inne szampony w kostkach firmy Lush - 5,25 - ok. 25 zł. Szampony w kostkach Lush są dwa razy droższe, niż szamopony drogeryjne, ale za to dwa razy bardziej wydajne.

niedziela, 21 kwietnia 2013

RIMMEL, 60 Seconds - Funtime Fuschia #260

Ostatnio nie planowałam zakupów lakierowych, ale... odwiedziłam moją Martę i wpadł mi w ręce piękny lakier do paznokci w odcieniu fuksji. Niewiele myśląc następnego dnia popędziłam do drogerii po wspomniany lakier. Funtime Fuschia musi być popularnym kolorem, bo znalazłam go dopiero w drugiej, odwiedzonej drogerii. 
Kolor określiłabym jako "bright fuchsia". Lakier ma moje ulubione, kremowe wykończenie. Paznokcie pomalowałam dwiema warstwami lakieru, chociaż jedna jest całkowicie kryjąca. Na wierzch użyłam top coat firmy Nail Tek. 
Lakier wymagał poprawek dopiero czwartego dnia. Zaskoczył mnie swoją trwałością. To będzie mój drugi ulubiony lakier na wiosnę/lato, zaraz po różowym chinczyku. Bardzo podobała mi się cena lakieru - 9,90 zł. Lubicie lakiery Rimmel? Znacie/polecacie podobne kolory innych marek?

środa, 17 kwietnia 2013

MAYBELLINE, The Colossal Volum' Express Mascara - porównanie maskar z serii Colossal

Przez długi, długi czas byłam wierna tuszowi Clinique High Impact, kilka razy miałam YSL Faux Cils Effect. Były to dobre maskary, ale w zeszłym roku zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno warto wydawać na maskarę ponad 100 zł? Poza tym, zawsze pod tusz stosuję Lash Primer od Estee Lauder. Postanowiłam wypróbować coś tańszego, niż marki premium. Po kilku mniej lub bardziej nieudanych próbach sięgnęłam po maskarę Maybelline The Colossal Volum' Express, która okazała się strzałem w dziesiątkę, ale...czy cała seria jest taka udana? Postanowiłam sprawdzić. Od tuszu do rzęs wymagam, aby robił piękne firanki, nie osypywał się przez cały dzień i łatwo się zmywał podczas demakijażu. Przyznajcie, że nie jestem wymagająca ;)
Zacznę od klasycznej maskary Colossal (z fioletowymi napisami). Maskara ma dużą, lekko eliptyczną szczoteczkę. Tusz jest dosyć rzadki i ładnie pachnie. Maskara nie pozostawia grudek i robi efekt pięknych firanek. Nakładam zawsze dwie warstwy. Trzy warstwy dają teatralny efekt. Tusz dzielnie trzyma się na rzęsach cały dzień, nie osypuje, ani nie rozmazuje. Jedynym minusem maskary jest to, że zaczyna tracić swoje magiczne właściwości i zaczyna się osypywać po mniej-więcej trzech tygodniach używania. Dlatego wymieniam ją po trzech, czterech tygodniach. Wiem, że to krótko, ale i tak bardziej mi się to opłaca niż zakup drogiej maskary, która starczy nawet na dwa miesiące. Wszystkie maskary z serii Colossal kosztują ok. 25 zł. 
Maskara Colossal 100% Black działa podobnie do klasycznej, ale trudniej jest ją zmyć podczas demakijażu. Podobno ma bardziej czarny kolor, ale nie zauważyłam różnicy między 100% black, a klasycznym Colossalem w kolorze Glam Black. Poza tym, jest ok. Natomiast Colossal Smoky Eyes robi prawdziwe smoky eyes! Jak? Bardzo łatwo, osypuje się i rozmazuje. Niepożądany efekt przydymionych oczu gwarantowany. Co więcej, podczas demakijażu zmywa się równie ciężko, jak Colossal 100% Black. Podsumowując, polecam klasyczną wersję maskary Colossal, jeżeli nie macie nic przeciwko, aby zmieniać tusz co miesiąc.

Jak Wam się podobają Colossale? Jakie są Wasze ulubione tusze do rzęs? Podkreślam, że pod wszystkie maskary używałam Lash Primer Estee Lauder

niedziela, 14 kwietnia 2013

ROZDANIE! Wykąp się razem z Kejmi ;) [ZAKOŃCZONE]

Kochani, chciałabym podzielić się z Wami moimi ostatnimi zakupami w DM. Z tej okazji organizuję moje pierwsze rozdanie. Do wylosowania jest zestaw kosmetyków kąpielowych, do ciała i włosów. Do mycia ciała, żel marki Balea z najnowszej, limitowanej serii Brazil Mango. Do włosów, szampon i odżywka Alverde z Amarantusem. Jest to moja ulubiona seria do włosów tej firmy, o której możecie przeczytać tu.

Aby wziąć udział w losowaniu wystarczy być publicznym obserwatorem mojego bloga (1 los) i wpisać swój nick oraz adres mailowy w komentarzu pod postem.

Dodatkowe losy będą zdobywane przez:
dodanie mojego bloga do blogrolla (1 dodatkowy los)
dodanie mojego bloga do obserwowanych na Twitterze (1 dodatkowy los)

Zgłaszajcie się do 26 kwietnia do godziny 23:00. O wyniku losowania poinformuję Was 28 kwietnia. Powodzenia!!! :D

Wzór zgłoszenia:
Obserwuję jako: nick
Email: adres@
Blogroll: tak/nie
Twitter: tak/nie 

1. Organizatorem rozdania jest administrator bloga Urodologia (ja :D)
2. Kosmetyki kupiłam sama, za własne € 
3. Osoby niepełnoletnie muszą poprosić o zgodę rodziców
4. Kosmetyki wyślę na własny koszt do wylosowanej osoby na terenie Polski
5. Podany przy zgłoszeniu adres e-mail będzie wykorzystany wyłącznie do poinformowania osoby wylosowanej o wygranej
6. Jeżeli osoba wylosowana nie odpowie na moje wiadomości, będę niestety musiała ponowić losowanie po 3 dniach.
7. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy o grach i zakładach wzajemnych
   (Dz.U. z 2004 r. Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

środa, 10 kwietnia 2013

MAC, Archie's Girls: Betty - Kiss and Don't Tell Lipglass

Are you a Betty or Veronica? 
Ja wybrałam Betty :)
Chciałabym się pochwalić moim ostatnim, MAC'owym nabytkiem. Jest to błyszczyk z aktualnej limitowanej kolekcji Archie's Girls. Cała kolekcja bardzo mi się podoba. Polowałam również na pomadkę Betty Bright, niestety w MAC'ach w Warszawie jest już sold out. Wracając do mojego nabytku, błyszczyk jest "sygnowany" przez komiksową Betty. Kolor nazywa się Kiss & Don't Tell. Jest to piękny, ciepły i intensywny róż. Świetnie wygląda na ustach.
Lipglass ma średnią transparentność, nadaje ustom ładny, różowy kolor. Jest bardziej napigmentowany, niż mój Chubby Stick oraz moje inne błyszczyki. Jeżeli nie jem i nie piję, utrzymuje się na ustach ok. 2 godziny. Najładniejszy efekt osiągam, gdy nałożę jedną warstwę, usunę nadmiar chusteczką i nałożę drugą warstwę. Lipglass trochę się klei i czuć go na ustach. Za to nadrabia kolorem i trwałością. Bardzo polubiłam Betty, jest świeża i wiosenna, już udało jej się zebrać kilka komplementów ;)

Jak Wam się podoba moja Betty? Macie swoje ulubione kolory błyszczyków na wiosnę? 

niedziela, 7 kwietnia 2013

SOAP&GLORY, The Righteous Butter - (prawdopodobnie) najlepiej pachnące masło na świecie!

Markę Soap&Glory poznałam w zeszłym roku. Moimi pierwszymi kosmetykmi tej firmy były peeling Flake Away i żel pod prysznic Clean On Me. Ostatnio udało mi się kupić kilka nowych produktów tej firmy, między innymi, masło The Righteous Butter. Masło pochodzi z tej samej linii zapachowej, co Flake Away i Clean On Me. 
Masło pachnie podobnie jak perfumy Miss Dior Cherie, czyli pięknie! Słodko, różowo, ale nie tandetnie. Uwielbiam to masło, za to, że jego zapach pozostaje na skórze prawie cały dzień! Subtelnie, z każdą godziną coraz delikatniej, ale pozostaje. Nie tylko długo pachnie, ale także na długo nawilża skórę. Co prawda pozostawia, nazwijmy to, ochronną warstwę, która się nie klei i kompletnie mi nie przeszkadza. The Rigteous Butter jest na bazie masła shea, ale dalej ...znajdziemy połowę tablicy Mendelejewa. Zdecydowanie nie polecam tego produktu fankom naturalnej pielęgnacji. Mi to nie przeszkadza, kocham go za zapach i nawilżanie.
Masło Soap&Glory jest dość spore, ma 300 ml. Używam go od miesiąca, często dwa razy dziennie i pozostało mi go mniej, niż połowa. Resztę odłożę na później, na cieplejsze dni. Udało mi się go kupić na promocji w Bootsie. Reguralna cena w Boots UK wynosi 10,50£.

Lubicie gęste masła, tak jak ja, czy wolicie lżejsze balsamy? 

środa, 3 kwietnia 2013

LUSH, Creamy Candy Bubble Bar - bąbelki do kąpieli w kostce

O kulach do kąpieli słyszałam, ale o bąbelkach w kostce? No tak, skoro Lush robi szampony, balsamy i odżywki w kostce, to czemu miałby nie zrobić płynu do kąpieli w formie stałej? Zaciekawiła mnie nietypowa forma, więc postanowiłam wypróbować bubble bar. Wybrałam Creamy Candy, ponieważ jest to jedna z najpopularniejszych i najtańszych kostek do kąpieli Lush. 100 g kostka kosztuje 2,5£.
Kiedy bubble bar Creamy Candy w końcu do mnie trafił, zaskoczył mnie swoją miękkością. Myślałam, że będzie twardy jak kula do kąpieli. Łatwo oderwać kawałek i rozkruszyć. Za pierwszym razem niespecjalnie spodobał mi się zapach. Słodki, różowy, trochę jak guma balonowa, trochę jak cukierki pudrowe. Pachnie identycznie jak mydło Rock Star. Po pierwszej kąpieli jednak polubiłam cukierkowy zapach. Z jednej kostki zrobiłam trzy kąpiele. Lush zaleca wrzucenie jednej kostki do jednej kąpieli. Dla mnie optymalna porcja dla doznań bąbelkowo-zapchowych, to pół kostki (moja wanna jest dosyć mała). Mały kawałek kostki wyczarował gęstą, pachnącą pianę.
Jak używać tego cudaka? Odkręcamy wodę i rozkruszamy kostkę pod strumieniem wody. Czekamy, aż wanna napełni się i wskakujemy do środka. Creamy Candy zawiera kawałki masła kakaowego i olejku migdałowego, które po rozpuszczeniu pielęgnują skórę. Nie czułam, aby cała łazienka wypełniła się zapachem, ale w międzyczasie, mój chłopak wszedł do łazienki i stwierdził "ale tu pachnie tymi twoimi lushami". Podobno pachnie :) Polubiłam Creamy Candy i kupię go ponownie. Chciałbym sprawdzić, czy efekt będzie jeszcze lepszy po wrzuceniu całej kostki.

Lubicie kąpiele z bąbelkami?

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

YVES ROCHER, Maseczka rewitalizująca z granatem

Jakiś czas temu, z okazji promocji -50%, skusiłam się na zakup maseczki rewitalizującej z Yves Rocher. Maseczka z dodatkiem granatu ma za zadanie w 3 minuty dodać twarzy świeżości i blasku. Hmm... czy na pewno?
Maseczka ma konsystencję gęstego żelu. Pachnie słodko, lekko chemicznie. Zapach mi się nie podoba, a YR ma czasem talent do zapachów (patrz: malinowa płukanka). Maseczkę należy nałożyć na twarz i zmyć po trzech minutach. Maseczkę trzymałam trzy minuty. Trzymałam ją pięć minut, a nawet i dziesięć - a healthy glow, jak nie było, tak nie ma. Postanowiłam spisać ją na straty, a tu nagle... Wstaję rano po imprezie, a moja skóra zde-cy-do-wa-nie potrzebuje orzeźwienia i wtedy postanowiłam wsadzić maseczkę do lodówki. Zimna maseczka szybko poprawiła ukrwienie twarzy i wygląd skóry. Taki trik możemy zastosować z KAŻDĄ maseczką, nie trzeba kupować tej :) Chociaż przyznam, że żelowa konsystencja świetnie nadaje się do chłodzenia. 

Podsumowując, maseczki więcej nie kupię. Jeżeli któraś z Was ją ma i nie wie, co z nią zrobić, proponuję schować ją do lodówki :)

sobota, 30 marca 2013

I ♥ Lush!

Może i jest zimno, może i pada śnieg, ale... moje Święta na pewno będą pięknie pachnieć! :D Tego samego życzę Wam!  

U mnie na Święta goszczą (od lewej) The Comforter, Eau Roma Water, Porridge, Sweetie Pie, The Enchanter.

Tymczasem, zabieram się za mazurki, a wieczorem będę testować Lushowe nowości. Po całym dniu sprzątania/pieczenia chętnie zanurzę się w pachnącej kąpieli :)

czwartek, 28 marca 2013

STENDERS, Truskawkowo-mleczna kula do kąpieli

Właśnie wyszłam z gorącej kąpieli z kulą Stenders. Zapraszam do przeczytania relacji "na gorąco" ;) Nigdy nie byłam specjalnie fanką moczenia się w wodzie, ale ostatnio odkryłam moją wannę na nowo. To przez Lusha i ich bubble bary i bath bomby! 
Podczas przypadkowej wizyty w Stenders kupiłam truskawkowo-mleczną kulę do kąpieli. W sklepie pachniała cudownie, jak mleczny koktajl truskawkowy. Podobał mi się też jej dwukolorowy wygląd. Do kąpieli zużyłam całą kulę. Po wrzuceniu do wanny kula zaczęła delikatnie buzować i rozpuściła się w ciągu trzech minut, pozostawiając wodę w dziwnym kolorze, trochę jak z brudnych rur. Po rozpuszczeniu kula pozostawiła różany (?!) zapach. Wanna wypełniła się olejkami. 
Widzicie musującą kulę?
Takie "maczanie się" w gorącej wodzie wypełnionej olejkami dobrze wpłynęło na moją skórę. Skóra po kąpieli jest pachnąca, miękka i nawilżona(ale nie tłusta). Gorąca woda nie podoba się moim naczynkom, więc muszę uważać na temperaturę wody. Poza tym, po 3 minutach w cieplutkiej wodzie robi mi się gorąco i chcę już wychodzić.

Podsumowując, kula do kąpieli marki Stenders zrobiła na mnie średnie wrażenie. Miałam nadzieję, że zabarwi wodę na jakiś przyjemny kolor i będzie pachnieć truskawkowym shake'iem, a nie różami. Kula miała ok. 140 g i kosztowała ok. 15 zł. Może kiedyś dam szansę innej kuli z tego sklepu. Testowałyście może kule kąpielowe Stenders?     

wtorek, 26 marca 2013

Lawendowa Farma, Plastelinka Muminka - naturany czyścik do twarzy

Ostatnio opisywałam miodowo-lawendowe mydełko z Lawendowej Farmy. Dzisiaj przyszła pora na bardzo ciekawy kosmetyk - Plastelinkę Muminka. Jest to naturalny, migdałowo-lawendowy czyścik do twarzy stworzony przez Panią Ewę. Kupiłam go ze względu na uroczą nazwę i podobieństwo do Angels on Bare Skin firmy Lush. Plastelinkę Muminka używałam przez prawie dwa miesiące, teraz testuję Aniołki.
Plastelinka Muminka składa się z glinki kaolinowej, mączki migdałowej, gliceryny, kawałków kwiatu lawendy i olejku lawendowego. Używałam jej jako porannego czyścika  ok. 3 razy w tygodniu. Czyścik ma za zadanie wygładzić, odświeżyć, oczyścić i nawilżyć skórę. Plastelinka spełnia swoje zadanie. Przy regularnym stosowaniu, co drugi dzień, skóra w ogóle nie wymagała dodatkowego złuszczania. Jak używać tego cudaka? Trzeba wziąć kawałek plastelinki i rozetrzeć ją na pastę z odrobiną wody. Gotową papkę nakładamy na twarz i chwilę trzymamy, po czym należy ją zmyć letnią wodą. Pani Ewa zaleca trzymanie jej nawet 15 min. Ja ograniczyłam się do 2 - 3 min. podczas mycia zębów :)
Czym różni się Plastelinka Muminka od lushowych Angels on Bare Skin? Muminki mają grubsze kawałki migdałów i są bardziej twarde. Aniołki są miękkie, mają mocno zmielone migdały, łatwiej jest przygotować pastę i nałożyć ją na twarz. Muminki pachną delikatniej, jak jedzenie/ciasto z odrobiną lawendy. Aniołki pachną intensywnie lawendą, bardziej ziołowo. Oba zapachy mi się podobają. Muminki mają krótszy i bardziej naturalny skład. Na twarzy oba produkty działają praktycznie tak samo. Plastelinka Muminka pozostawia po zmyciu film, który znika po osuszeniu buzi ręcznikiem. 50g Plastelinki kosztuje 11 zł. 100g Angelsów kosztuje ok. 30 zł. Muminki mają termin ważności 2 miesiące, a Aniołki 3 miesiące. Oba produkty mi się podobają i są dobre, ale który lepszy,  zadecyduję jak skończę testować Angels on Bare Skin.
Plastelinka Muminka  vs  Angels on Bare Skin
Tytułową Plastelinkę Muminka polecam i pewnie kiedyś do niej wrócę przy okazji zamówienia z Lawendowej Farmy. Plastelinka jest naturalna, niedroga i działa. Postawiła Lushowi wysoko poprzeczkę :)  Plastelinkę i inne dobrocie można kupić na stronie lawendowafarma.pl.

piątek, 22 marca 2013

La Roche-Posay, Hydreane Legere - Lekki krem nawilżający

Przez ostatni miesiąc odstawiłam mój ulubiony krem do twarzy DayWear na rzecz lekkiego kremu nawilżającego Hydreane Legere od La Roche-Posay. Do zakupu skusiła mnie promocja 39 zł w Super-Pharm. Poza tym potrzebowałam dobrego nawilżacza na wyjazd. 40 ml starczyło mi na ponad miesiąc, przy czym przez dwa tygodnie krem był nakładany kilka razy dziennie na twarz i dekolt. Poza nawilżaniem, krem nie robił nic więcej, ale takie jego zadanie :) 
Krem sprawdził się w wielu sytuacjach: jako krem na dzień pod makijaż, jako nawilżacz po opalaniu i na noc oraz krem na dzień noszony bez makijażu. Hydreane sprawdził się w każdej z wymienionych sytuacji, ani razu mnie nie zapchał i nie dopuścił do wysuszenia skóry. Miałam bardzo ładną cerę podczas stosowania Hydreane. Jedyne czego mi w nim brakuje, to filtru przeciwsłonecznego, co dyskwalifikuje go do noszenia "solo" latem. Widziałam, że pojawił się w serii Hydreane krem BB z filtrem SPF 20, zamierzam przetestować go podczas lata, o ile lato nadejdzie. Wracając do Hydreane Legere, krem ma lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. Twarz nie świeci się po nim. Zapach jest świeży, podobny do zapachu innych, aptecznych kremów. Krem jest warty polecenia, planuję kupić go ponownie.

Jakie są Wasze ulubione nawilżacze? Może znowu spróbuję czegoś nowego :)

środa, 20 marca 2013

LUSH, Jungle - odżywka do włosów w kostce

Jednym z pierwszych produktów Lusha, które kupiłam był szampon Karma Komba w kostce. Byłam nim oczarowana. Zarówno samym szamponem, jak i jego nietypową formą. Zachęcona ciekawą formułą postanowiłam wypróbować inną ciekawostkę - Jungle, odżywkę do włosów w kostce, która ma za zadanie ujarzmić "dzikie" włosy. Stała forma nie wymaga plastikowego opakowania, co powoduje, że odżywka jest przyjazna środowisku. Jak większość kosmetyków Lush, jest odpowiednia dla Vegan, nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego. Dodatkowym plusem jest to, że Jungle jest najtańszą z oferowanych przez Lush odżywką.
Odżywkę zrobiono z masła kakaowego, awokado, świeżych bananów, fig i marakui. Połączenie tych składników daje dziwny, ziołowo-owocowy zapach. Na początku nie podobał mi się, z czasem nawet go polubiłam. Zapach utrzymuje się na włosach prawie cały dzień. Odżywka będzie działać, jeżeli potrzymamy ją chwilę 2 - 3 min. na włosach. Sprawia, że włosy są miękkie i łatwiej je rozczesać, ale... nie jest łatwo nałożyć odżywkę na włosy. Jest twarda i z trudem rozpuszcza się pod wpływem wody. Pocieranie nią bezpośrednio o włosy powoduje wyrywanie pojedynczych włosów. Najskuteczniejszym sposobem nałożenia jej na włosy jest oderwanie kawałka i roztarcie go w ręku, aby powstała pasta. Oj, nie jest to łatwe! 
Odżywki raczej nie kupię ponownie. Chociaż działa, to jest dla mnie zbyt kłopotliwa w użyciu i nie uwiodła mnie zapachem. W tej cenie (2,95£ ok. 15 zł) jest więcej odżywek, które działają, pachną i  nie są pracochłonne przy nakładaniu na włosy. Na osłodę dodam, że odżywka świetnie sprawdza się w podróży. Ostatnio wyjeżdżałam, szampon i odżywkę przewoziłam w małej lushowej puszce. Stała forma odżywki ułatwia też jej przewiezienie w bagażu podręcznym. Została mi jeszcze połowa odżywki, zostawię ją na okoliczność wyjazdu :)

niedziela, 17 marca 2013

Lawendowa Farma, Miód z Lawendą, ręcznie robione mydło

Na początku tego roku złożyłam moje pierwsze zamówienie w Lawendowej Farmie. Na Lawendowej Farmie Pani Ewa tworzy mydła i kosmetyki. Zamówiłam balsam w kostce, mydło z miodem i lawendą oraz Plastelinkę Muminka, która bardzo przypomina Lushowy Angels on Bare Skin. Dzisiaj chciałabym przedstawić mydło naturalne "Miód z Lawendą". 
Mydła z Lawendowej Farmy są świeże, wyrabiane ręcznie na zimno. Mają naturalne składy i zapachy. Moje mydełko zawiera oliwę, miód, mielone płatki owsiane i masło shea. Dzięki temu jest delikatne dla skóry i nie wysusza jej. Zapach w opakowaniu jest bardzo intensywny, nie byłam pewna, czy go polubię. Pod prysznicem i w zetknięciu ze skórą jest delikatny i przyjemny. Pachnie ziołowo lawendą. Mydło nie pieni się lecz tworzy kremową warstwę myjącą. Kawałki płatków owsianych delikatnie peelingują. Kostkę podzieliłam na trzy części. Jedna poszła pod prysznic, druga jako mydło do rąk. Mydło jest bardzo wydajne, zdecydowanie bardziej niż moi Lushowi ulubieńcy. 
Bardzo polubiłam Lawendową Farmę i na pewno kiedyś do niej wrócę. Chciałabym wypróbować jeszcze mydła z kokosem i plastrem miodu oraz masę innych kosmetyków, jak balsamy, masełka shea, świece sojowe czy mazidła do ust. Dla mnie Lawendowa Farma jest częściowo polskim odpowiednikiem Lusha, na pewno bardziej naturalnym i bardziej przystępnym cenowo :) 110 g kostka mydła kosztuje 11 zł.

niedziela, 10 marca 2013

HD Nail Polish #09, Idealny kolor na lato

Witam po krótkiej przerwie spowodowanej wakacjami. Wiem, że za oknem pada śnieg, a temperatura nie sięga 0°C, ale z tęsknoty za latem chciałabym Wam pokazać, jaki kolor towarzyszył mi podczas ostatniej podróży. Kolor co prawda nie w moim stylu, ale temperatura sprawiła, że się w nim zakochałam - idealny cukierkowo-barbiowy róż :)
Lakier kupiłam przypadkiem w jakiejś tajskiej drogerii za ok. 16 zł. Firma HD, chyba chińska, sądząc po krzaczkach w opisie produktu. Kupiłam w ciemno ze względu na kolor. Nie zawiodłam się, dwie warstwy pięknie kryją, kolor jest równie intensywny, jak w butelce. Lakier bardzo mnie zaskoczył, ponieważ po pomalowaniu, okazało się, że moje paznokcie pachną gumą balonową! :D Zapach utrzymuje się na następny dzień. Lakier trzyma się ok. 3 dni.
Na koniec chciałabym Wam pokazać, jakie dobrocie udało mi się nabyć podczas podróży. Najwięcej kosmetyków pochodzi od marki Soap&Glory, ponieważ trafiłam na niezłą promocję ;)

czwartek, 21 lutego 2013

LUSH, Honey I Washed The Kids Soap Bar

Honey I Washed The Kids, to moje kolejne mydło w kostce firmy Lush po Snowcake. Na początku zaznaczę, że nie lubię mydeł w kostce. Wyjątkiem są mydła Lushowe, które szybko zdążyłam pokochać. Honey I Washed The Kids urzekło mnie wyglądem i zapachem. Beżowa, kremowa kostka przykryta plasterkiem miodu. Pachnąca jak toffi, miód i pomarańcze. To połączenie zapachowe tak mi się podoba, że wręcz marzę o balsamie lub perfumach o tym zapachu.
Zapach to jedno, drugie to działanie. Mydło prawie w ogóle się nie pieni, jest bardzo kremowe i pokrywa ciało aksamitnym musem. Jest delikatne dla skóry i nie wysusza jej. Świetnie sprawdza się jako mydło do rąk. Po umyciu nie trzeba szybko biec po krem, a dłonie pachną przepięknie przez dłuższą chwilę. Tak lubię Honey I Washed The Kids, że wolę myć się nim cała. 
https://www.lush.co.uk/
Za 100 g kawałek zapłaciłam 3,40£, ok. 17 PLN. Nie jest to mało, jak na mydło, ale były to dobrze zainwestowane pieniądze :) 100 g kostkę podzieliłam na trzy części. Całość wystarczyła mi na 3 tygodnie. 

Zostałam fanką Honey I Washed The Kids i polecam je wszystkim. Kupię je ponownie, ale najpierw chciałabym sprawdzić Sultana of Soap i Sexy Peel. Używałyście godnych polecenia mydeł w kostce dostępnych w Polsce? Polecacie któreś z Lusha?

wtorek, 19 lutego 2013

The Body Shop, Krem do rąk Hemp Hand Protector

Zima się już prawie kończy (mam nadzieję!) więc chciałabym pokazać Wam co ratowało moje dłonie podczas mrozów. W tym roku, był to Hand Hemp Protector z The Body Shop. Krem do rąk z konopi. Brzmi dziwnie? Trochę tak, sama bym pewnie po niego nie sięgnęła, a szkoda! Bo jest bardzo dobry. Dostałam go w zestawie z innymi kremami z TBS.
Krem jest bardzo gęsty i treściwy, a jednak łatwo się rozprowadza. Pozostawia na skórze ochronną i wygładzającą warstwę, ale nie klei się i nie jest tłusty. Przy reguralnym stosowaniu widzę poprawę stanu skóry dłoni. Ręce są gładkie i nawilżone. Jedynym minusem jest zapach, który nie jest za piękny. Konopijno-ziołowy, dziwny.
Pod względem działania mogę porównać Hemp Protector do kremu do rąk z masłem shea L'Occitane. Różnią się ceną i zapachem. L'Occitane zdecydowanie ładniej pachnie i jest dwa razy droższy. Stawiam Hemp Protector na drugim miejscu wśród moich ulubionych kremów do rąk, zaraz za L'Occitane. Hemp Hand Protector kosztuje w The Body Shop 30 ml ok. 22 zł/100 ml ok. 45 zł. Ja mam wersję 30 ml, która starczyła mi na dwa miesiące. Krem jest bardzo wydajny, wystarczy odrobina, aby doskonale nawilżyć dłonie.

Do wypróbowania pozostały mi jeszcze dwa inne kremy z The Body Shop. Dam znać jak się sprawdziły :) Czym chronicie dłonie przed mrozem, oprócz rękawiczek ;) ?

niedziela, 17 lutego 2013

ALVERDE, Szampon i Odżywka z Amarantusem

Szampon i odżywka Alverde z serii z amarantusem, to moje pierwsze i już ulubione kosmetyki tej firmy do włosów. Seria z amarantusem ma za zadanie silnie regenerować włosy. Nawilżać, wygładzać i dodawać blasku. Czyli wszystko czego potrzebują włosy, aby wyglądać ładnie i zdrowo. Czy znalazłam te rzeczy w fioletowych butelka? Zdecydowanie tak :)


Szampon ma rzadką konsystencję i bardzo delikatnie pieni się na włosach. Pomimo, że jest bardzo delikatny dla włosów, to doskonale je oczyszcza. Dużym plusem jest brak SLS i SLES, silikonów, konserwantów, emulgatorów i tym podobnego świństwa. Z resztą, tak samo jak w odżywce, która jest jedną z lepszych, które do tej pory używałam. Konsystencja odżywki jest bardzo gęsta, choć nie utrudnia to aplikacji. W niecałą minutę odżywka sprawia, że włosy są gładkie, sypiące i mniej się plączą. Zapach produktów, nie wiem czemu, kojarzy mi się z kremem do opalania :)


Ubolewam nad tym, że właśnie się skończyły i muszę czekać, aż jakaś dobra dusza uda się na zakupy do DM'u. Właśnie, dostępność to minus produktów Alverde. Co prawda, bez problemu dostaniemy je na Allegro, gdzie kosztują mniej-więcej 20 zł od sztuki. To dużo biorąc pod uwagę, że w Niemczech za szampon zapłacimy 1,95€, a za odżywkę 2,25€.  

Używałyście innych produktów do włosów Alverde? Przy najbliższej okazji na pewno zamówię tę serię, ale chciałabym spróbować też innych produktów.   

środa, 13 lutego 2013

LUSH, Cosmetic Warrior Fresh Face Mask

Po raz kolejny miałam przyjemność testować świeżą maseczkę firmy Lush. Tym razem zamówiłam Cosmetic Warrior, która ma zwalczyć niedoskonałości i łagodzić podrażnienie cery. Na przetestowanie maseczki miałam dwa i pół tygodnia. Świeże maseczki z Lusha mają krótki termin ważności, trzy tygodnie. Maseczkę trzeba przechowywać w lodówce.


Bazą maseczki jest glinka kaolinowa, którą bardzo lubię i świetnie działa na moją cerę. Winogrona mają za zadanie oczyścić cerę, miód i jajka wygładzić i zmiękczyć skórę, a świeży czosnek i olejek z drzewa herbacianego działają antyseptycznie. 


Maseczkę używałam co dwa, trzy dni. Starczyło mi jej idealnie do końca terminu ważności. Konsystencja kosmetyku, to gęsta pasta, która zawiera kawałki winogron i czosnku. Maseczkę łatwo się nakłada. Trzymałam ją ok. 7 - 10 minut. Trochę poprawiła stan mojej cery i ograniczyła pojawianie się nieprzyjaciół na twarzy. Plus za działanie, ale minus za zapach. Połączenie czosnku i olejku z drzewa herbacianego może działa na skórę, ale mój nos przechodził katuszę. Napiszę wprost, Cosmetic Warrior jest śmierdziuchem.


Jakiś czas temu pisałam o innej, świeżej maseczce z Lusha Oatifix(klik!). Moim faworytem nadal pozostaje Oatifix, która pięknie pachnie owsianką i bananami. Testowałyście maseczki z Lusha? Polecacie któreś? Może same umiecie przyrządzić takie świeże cuda?