poniedziałek, 31 grudnia 2012

Guerlain, Lush i Estee Lauder - Piękne zakończenie roku :)

Bardzo przyjemnie żegnam się ze starym rokiem. Odebrałam dzisiaj na poczcie pachnącą przesyłkę z Lusha i skorzystałam z Sephorowej promocji -30%, dzięki której stałam się szczęśliwą posiadaczką photoshopujących kulek Guerlain. Dodatkowo kupiłam, co prawda na zapas, mój ulubiony puder Double Wear Estee Lauder. Nie wiem z czego bardziej się cieszyć :)


Przesyłka z Lusha bardzo mnie ucieszyła, ponieważ szła z UK dwa tygodnie i bałam się czy w ogóle dojdzie. Zamówiłam szampon w kostce New, odżywkę do włosów Jungle, mydło Honey I Washed The Kids i przyszłego towarzysza kąpieli Melting Snowman. Nie mogę się doczekać kiedy wszystkiego spróbuję!


W Sephorze kupiłam dwa kosmetyki. Jeden znany mi, używany od lat, puder Estee Lauder Double Wear. Świetnie współpracuje z moim ulubionym podkładem Double Wear Light. Drugi, małe kosmetyczne marzenie, Meteorites Perles Guerlain. Wybrałam kolor Teint Beige. Długo się zastanawiałam nad ich kupnem, ale z pomocą przyszła mi Magda, która pożyczyła mi swoje kulki do przetestowania na kilka dni. Dzięki Kochana :* Ale się cieszę, że mam w końcu swoje!



Przy okazji chciałabym złożyć wszystkim życzenia, Szczęśliwego Nowego Roku i szampańskiej zabawy! 

sobota, 29 grudnia 2012

The Body Shop, Masło do Ciała Ginger Sparkle

Linia zapachowa Ginger Sparkle pochodzi z limitowanej, świątecznej serii The Body Shop. Na imbirowo-cynamonowego ciastka polowałam odkąd pojawił się w sklepach, czyli od prawie dwóch miesięcy. Bardzo lubię masła do ciała z TBS. Przetestowałam już kilka wersji i na żadnej się nie zawiodłam. Co więcej, żadnej nie kupiłam w pełnej cenie. Zawsze czekam na zimowe lub wakacyjne wyprzedaże. Wtedy wybrane zapachy i limitki można nabyć za 50% ceny wyjściowej. Tak było i tym razem. Poczekałam cierpliwie do 27 grudnia, żeby szybciutko pobiec do sklepu. W pierwszym TBS, który odwiedziłam okazało się, że ciastek został wyprzedany już przed świętami. Na szczęście w drugim było go całkiem sporo :D


Zdążyłam się nim już kilka razy wysmarować. Doskonale nawilża skórę na całą dobę! Dodatkowo skóra jest miękka i gładka. Masełko jest na bazie masła shea (drugie miejsce w składzie, po wodzie), które świetnie działa na moją skórę. Łatwo się rozsmarowuje, wchłania się, ale pozostawia delikatną warstewkę na skórze. Nie wszyscy to lubią, ja akurat tak :) Konsystencja smarowidła rzeczywiście przypomina masło. Jest bardzo mięciutkie, a jak weźmiemy je do góry nogami, nie zmienia swojego położenia. Zapach dosyć długo utrzymuje się na skórze. Pachnie imbirowo-cynamonowo. Bardziej słodko, niż korzennie. Przypomina mi zapach cynamonowej gumy do żucia Wrigley's Big Red. 


Imbirowy ciastek przypomina mi również rozgrzewające masło do ciała Pat&Rub. Ciastek pachnie bardziej słodko i troszeczkę lepiej nawilża. Masło z Pat&Rub wygrywa pod względem naturalnego składu i pięknego, korzennego zapachu.

Masło do ciała o pojemności 200 ml kupiłam w sklepie The Body Shop za 35 zł. Jeżeli uda mi się załapać jeszcze na promocję, chciałabym kupić wersję malinową lub z orzechem brazylijskim. Pozostałe świąteczne zapachy żurawina i wanilia też pięknie pachną. 

Lubicie masełka z The Body Shop? Jakie są Wasze ulubione zapachy? 

piątek, 28 grudnia 2012

PAT&RUB, Rozgrzewające Masło do Ciała + Zimowa Herbata

Po ostatnim zakochaniu w rozgrzewającym olejku z Pat&Rub, przyszła pora na rozgrzewające masełko :) Jako miłośniczka maseł do ciała, po powąchaniu olejku, od razu zamówiłam jedną sztukę z tej serii. Zapach, tak jak w przypadku olejku, obłędny. Połączenie cynamonu, imbiru, goździków i szałwii jest ostatnio moim ulubionym.


Masło przypomina w konsystencji śmietanę i ma idealnie biały kolor. Rozprowadza się bardzo dobrze i dosyć szybko wchłania. Zapach utrzymuje się na skórze około godziny. Codziennie stosuję mój rytuał - rano masło, wieczorem olejek. Masełko nawilża skórę bardzo dobrze. Używam go ponad miesiąc i już mi się kończy. Nie wiem czy to kwestia wydajności, czy faktu, że smaruję się nim baaardzo obficie. Gdyby nie kosztowało 69 PLN, to bym się w nim wykąpała ;) Na szczęście jest go troszeczkę więcej niż w standardowych masełkach - 225 ml.


Cyba nie muszę dodawać, że masełko, tak jak reszta kosmetyków Pat&Rub jest wykonane 100% z naturalnych składników. Kosmetyk jest wykonany z mieszanki maseł - shea, kakaowego, oliwkowego i awokado. Za nawilżenie wygładzenie i ujędrnienie odpowiadają: woda cytrynowa, olej babasu i kokosowy witamina E oraz olejki cynamonowy, imbirowy i goździkowy. Masło nie zawiera składników pochodzących z ropy naftowej, siarczanów, glikolu, propylenowego i pegów oraz barwników, konserwantów i sztucznych zapachów.


Bardzo lubię serię rozgrzewającą z Pat&Rub, jest idealna na zimę. Marzy mi się jeszcze peeling i krem do rąk z tej serii, ale kremów do rąk trochę mam, a peeling z Soap&Glory nie chce się skończyć ;) Ostatnio Pat&Rub'owe masełko zainspirowało mnie do zrobienia zimowej herbaty z imbirem i goździkami. 


Przepis jest bardzo prosty. Robię zwykłą, czarną herbatę lub z odrobiną karmelu Winter Dream od Ronnefeldt. Dodaję imbir, goździki, pomarańcze i cytryny. Dla zdrowia i smaku dodaję łyżeczkę miodu. Czasem dorzucam też odrobinę mielonego kardamonu. Ostatnio się skończył i ciągle zapominam kupić, więc wersja bez też jest pyszna :)

Czy Was też kosmetyk zainspirował w kuchni? Mi zdarzyło się to pierwszy raz ;)

niedziela, 23 grudnia 2012

Bath & Body Works, świąteczno-zimowe mydła antybakteryjne do rąk

Ostatnio opowiadałam Wam o świeczkach z Bath&Body Works. Dzisiaj chciałam przedstawić zapchy świąteczno-zimowe mydeł antybakteryjnych, bo za trzy dni mój post będzie przeterminowany ;) Przedstawione zapachy występują również w świeczkach, balsamach, żelach pod prysznic, żelach antybakteryjnych itd. Moim ulubionym produktem z B&BW są mydła do rąk i tylko je tam ostatnio kupuję. 


Pierwsze trzy mydełka są w formie pianki - Gentle Foaming Hand Soap. Bardzo przyjemne podczas mycia rąk i nie wysuszają skóry. Już o nich wspominałam przy okazji ogólnego postu o Bath&Body Works. Wybrałam następujące zapachy:

Vanilla Bean Noel - połączenie wanilii i karmelu. Słodki, ale nie za słodki. Przypomina mi zapach śmietanki do kawy w proszku.
Candy Cane Bliss - bardzo słodki zapach, połączenie kandyzowanej wanilii i mięty pieprzowej. Pachnie dokładnie tak, jak świąteczne łakocie o tej samej nazwie.
Winter Spiced Vanilla - pachnie jak aromat waniliowy do ciasta. Przyjemny, ale szału nie ma.

 
Kolejne trzy mydełka jakie wybrałam, to Deep Cleansing Hand Soap - głęboko oczyszczające mydła do rąk. Mydła mają formę gęstego żelu z lekko peelingującymi drobinkami. Bardzo podoba mi się ich forma, szkoda, że na razie nie są dostępne w Warszawie. Wybrane przeze mnie zapachy to:

Winter Candy Apple - zapach kandyzowanych jabłek ze szczyptą cynamonu i pomarańczy. Świeży i świąteczny, jeden z najładniejszych z tej serii.
Winter Cranberry - mieszanka z żurawiny, jabłek i czarnych porzeczek. Zapach świeży i apetyczny. Zdecydowanie owocowy i brak w nim wszechobecnej wanilii ;)
Iced Ginger Bread - pachnie dokładnie jak piernikowy ciastek! Połączenie imbiru z cynamonem jest ostatnio moim ulubionym połączeniem zapachowym. Chyba najbardziej świąteczny zapach ze wszystkich, które wybrałam. Mój faworyt, bardzo oryginalny zapach.



Na koniec chciałabym życzyć Wam 

Wesołych Świąt!

http://myvintagemending.blogspot.com/

czwartek, 20 grudnia 2012

LUSH, Bûche de Noël - witajcie Święta i ładna skóro!

Bûche de Noël jest tradycyjnym ciastem spożywanym w czasie świąt Bożego Narodzenia we Francji i innych krajach. Bûche de Noël to również pasta do czyszczenia buzi firmy Lush. Jest to jeden z pierwszych produktów Lusha z którymi miałam do czynienia. Nasz miłość rozpoczęła się wraz z pierwszym otwarciem czarnego pojemniczka i ...powąchaniem zawartości :) Witajcie Święta!


Pasta składa się ze zmielonych migdałów, glinki kaolinowej, suszonej żurawiny, świeżej satsumy, masła kakaowego oraz kropli Brandy. Jak ta mieszanka obłędnie pachnie! Jak połączenie makowca z żurawiną i wszystkimi słodkościami, które się spożywa podczas Świąt :) Żeby było jeszcze bardziej ciekawie, całość zawinięta jest w algi nori. Same dobre i naturalne pyszności. Witaj piękna skóro!

  
Pasta jest świeża, jej termin ważności wynosi 3 miesiące od daty produkcji. Używam jej od ponad dwóch miesięcy. Jej ilość jest proporcjonalna do terminu ważności. W czarnym pudełeczku znajduje się 100 g produktu. Kupiłam ją z zamiarem używania, jako produkt do demakijażu. Niestety w moim przypadku, zdecydowanie się do tego nie nadaje. Jest za to świetna jako poranny czyścik, który stosuję ok. trzy razy w tygodniu. Pasta jest łatwa w użyciu, wystarczy wyjąć kawałek z pojemnika i rozrobić ją z odrobiną wody. Jest delikatna, pomimo zmielonych migdałów, nie przypomina peelingu. Czyścik sprawia, że skóra jest delikatnie oczyszczona i wygładzona. Usuwa złuszczony naskórek, suche skórki, oczyszcza pory i absorbuje nadmiar sebum. Przy regularnym stosowaniu widzę poprawę stanu skóry. Czasem nakładam BDN i pozostawiam na chwilę na buzi, jako ekspresową, poranną maseczkę podczas mycia zębów ;) 


Pasta Bûche de Noël jest dostępna raz do roku wraz z limitowaną kolekcją świąteczną. Jej produkcję Lush rozpoczyna już we wrześniu. Podobno jej całorocznym odpowiednikiem jest Angels on Bare Skin. Nie wiem, jeszcze nie testowałam :) Bûche de Noël przetestowałam, polecam i kupię ponownie za rok.

Testowałyście Bûche de Noël? Może polecacie inne czyściki firmy Lush lub znacie ich odpowiedniki dostępne na polskim rynku?

wtorek, 18 grudnia 2012

BATISTE, Suchy Szampon - Lace & XXL

Nigdy nie uważałam, że potrzebny mi jest suchy szampon. Lubię mieć świeże włosy, dlatego myję je codziennie rano. Mimo tego, kiedy nadarzyła się okazja, postanowiłam zamówić na próbę suchy szampon angielskiej firmy Batiste. Marka specjalizuje się w tego typu produktach. Wybór jest ogromny. Od standardowych o przeróżnych zapachach po wersje dla blondynek, brunetek itd. Ja wybrałam dwa rodzaje. Standardową o zapachu Lace oraz "mocniejszą" XXL Volume.

  
W ciągu ostatnich trzech miesięcy zdarzyło mi się kilkakrotnie przetestować oba szampony Batiste. Nie raz, nie dwa uratowały mnie przed spóźnieniem się do pracy. Rzadko, ale jednak zdarza mi się do niej zaspać i  wtedy suchy szampon okazuję się być niezastąpiony. Suchy szampon jest bardzo łatwy w użyciu. Trzeba nim porządnie wstrząsnąć, spryskać włosy u nasady i wmasować go delikatnie. Dla zwiększenia efektu, robię to z pochyloną głową. Dodatkowo jeszcze czeszę się, co również zaleca producent ;) Szampon zarówno jeden, jaki i drugi nie pozostawia białych plam na moich jasno-brązowych włosach. Nie muszę go wyczesywać, wystarcza samo wmasowanie. Oba działają spokojnie do wieczora :)


Pomimo wielu podobieństw, szampony różnią się w działaniu. Lace jest zdecydowanie delikatniejszy i ładniej pachnie. XXL sprawia, że włosy są sztywne i szorstkie w dotyku i tworzy prawdziwe Big Hair na głowie. Działa w 100%. Moje włosy są po nim bardziej puszyste, niż po normalnym myciu. Jednak wolę delikatniejszy Lace, po którym włosy są odświeżone i gładkie.

Nie mam porównania do innych marek, ale te spełniają swoją rolę. Używacie suchych szamponów? Może polecacie inne marki? 

piątek, 14 grudnia 2012

ALVERDE, masło do ciała z Makadamią i masłem Karite

Jakiś czas temu, na początku października zrobiłam u mamy zamówienie z niemieckiego DM. Wśród zamówionych kosmetyków znalazło się masło do ciała firmy Alverde z makadamią i masłem Karite. W śródowisku blogerek marka Alverde słynie z dobrych produktów do włosów. Alverde jest odpowiednikiem rossmanowskiej Alterry


Może najpierw zacznę od plusów tego masełka... Podoba mi się jego opakowanie, ponieważ uwielbiam wszystko w słoiczkach itd. Podoba mi się jego konsystencja gęstej śmietany. Przyjemna, dobrze się rozprowadza. Podoba mi się jego idealnie biały kolor. To by było na tyle plusów.

  
Co mi się nie podoba w tym mazidle? Najbardziej nie podoba mi się to, że masło nie nawilża mojej skóry tak, jak bym chciała, czyli od rana do wieczora minimum. Po użyciu rano tego specyfiku, moja skóra wieczorem była lekko przesuszona. Nie zdarzyło mi się to nigdy wcześniej z innym masełkami np.: z The Body Shop lub Pat&Rub. Poza tym, masło Karrite jest daleko w składzie na 8 miejscu. Wcześniej są rożne alkohole i gliceryna. Dodatkowo nie podoba mi się jego zapach. Może jakbym nie miała suchej skóry masełko lepiej by się u mnie sprawdziło? Nie wiem, może... Masło jest przeznaczone do bardzo suchej skóry, więc uważam, że nie spełniło swojego zadania.

wtorek, 11 grudnia 2012

Bath & Body Works, przegląd zimowych świeczek

Jakiś czas temu zrobiłam zamówienie z Bath&Body Works z USA. Wśród nich znalazły się małe wersje świątecznych świeczek. Świeczki mają 36 g, producent zapewnia, że będą się palić przez ok. 10 - 15 godzin. Jednorazowo nie można palić świeczki więcej niż 3 - 4 godziny. Święta tuż, tuż więc, mam nadzieję, że chociaż trochę wprowadzę Was w świąteczny nastrój ;)


Zapachów świąteczno-zimowych jest mnóstwo. Wybrałam cztery:

Frosted Cupcake - pachnie wanilią, cukrem i masłem. Zapach słodki i apetyczny. Przypomina mi świeczkę z Ikei o zapachu lodów waniliowych.

Marshmallow Fireside - o zapachu pieczonych w kominku pianek marshmallow. Bardzo mi sie podoba, ponieważ nie jest przesłodzony. Zapach pianek został przełamany nutą zapachu drewna.

Cinnamon & Clove Buds - pachnie cynamonem i goździkami. Podobno jest tam wanilia, ale jej nie wyczułam :) Ten zapach podoba mi sie najbardziej, ponieważ obecnie uwielbiam wszystko co pachnie cynamonem i goździkami.

Winter - pachnie zimą :) Wyczuwam w nim zapach igieł sosnowych i drewna. Dosyć oryginalny i nie słodki. Przyszła zima, śnieg leży, więc dzisiaj zapalę tę świeczkę.


Jakie są Wasze ulubione zapachy zimowe? Czy zapach potrafi Was wprowadzić w świąteczny nastrój? Mnie zdecydowanie tak :)

sobota, 8 grudnia 2012

PAT&RUB, Rozgrzewający olejek do ciała

Jakiś czas temu pod wpływem zachwytu marką PAT&RUB i ciekawości jak pachnie seria rozgrzewająca zamówiłam olejek do ciała. Nie mam zbyt dużego porównania, bo wcześniej używałam tylko jeden produkt tego typu z Alterry. Co więcej, kiedyś unikałam wszelkiego rodzaju olejków, wierząc, że wszystko się do nich klei, zapychają i nic więcej nie robią. Z olejku Alterrowego byłam zadowolona, czy jestem z tego? Sami zobaczcie ;)


Taaaak! jest świetny, jestem bardzo zadowolona. Pachnie oszałamiająco. Jest to korzenno-słodkawy zapach. Idealny na zimę. Po użyciu olejek nie brudzi ubrań, nie pozostawia tłustych plam i wchłania się dosyć szybko. Moja skóra lubi go pić :) Wcześniej myślałam, że olejki tylko natłuszczają nie nawilżają - a jednak! Pat&Rubowy olejek świetnie sobie radzi z wieczornym nawilżaniem mojej skóry. Dodatkowo po wchłonięciu skóra jest miękka i elastyczna.


W wygodnej, szkanej buteleczce z pompką zamknięta jest kompozycja różnego rodzaju olejów - z oliwek, babassu, jojoba, cynamonu, imbiru, goździka oraz szałwi. Same pyszności :) Wszystkie posiadają certyfikaty ekologiczne. Olejek raczej rozgrzewa zmysły niż skórę - nie zauważyłam efektu rozgrzewającego. Zapach i działanie olejku tak bardzo mi się spodobały, aż zamówiłam masło do ciała z tej samej serii. Wracając do olejku, kupię go ponownie.


Olejek kosztuje na stronie patandrub.pl 65 PLN. Kupiłam go na promocji, za ok. 55 PLN. Warto śledzić stronę, często pojawiają się promocje. Seria rozgrzewająca jest nie dostępna w Sephorze. Lubicie Pat&Rub? Znacie linię rozgrzewającą?  

czwartek, 6 grudnia 2012

LUSH, Sandy Santa - Mikołaj na mikołajki :)

Dzisiaj z okazji mikołajek napiszę o Piaskowy Mikołaju firmy Lush. Sandy Sanda to cukrowy peeling z kolekcji świątecznej. Pachnie przyjemnie, nawet nie wiem jak opisać i do czego porównać ten zapach. Jest to połączenie olejku różanego z sandałowym i pomarańczowego. Peeling ma formę mikołaja w czerwonej czapce. Jest twardy, ale kruszy się.



Mikołaj jest mocnym i ostrym peelingiem. Świetnie poradzi sobie z piętami i łokciami. Na resztę ciała używam go nie częściej niż raz na tydzień, bo jest naprawdę bardzo ostry. Dzięki zawartości olejków, które rozpuszczają się pod wpływem wody, skóra pozostaje po kąpieli nawilżona. Jedyny problem z cukrowym Mikusiem, to sposób aplikacji. Ciężko ułamać od niego kawałek, bo jest bardzo twardy. Próbowałam peelingować się nim bezpośrednio, ale wtedy zaczyna się rozpuszczać. Rozpuszczone olejki nie zasychają spowrotem i mój Mikołaj ma żółte, rozmemłane plecki...


Najlepszym sposobem użycia byłoby pokruszenie go i przechowywanie w pojemniku. W tym celu kupiłam specjalną lushową puszeczkę. Jednak szkoda mi było kruszyć Mikołaja, więc używam jej do przechowywania go. W celu użycia odkrajam kawałek Mikołaja nożem :)

Sandy Santa kosztował mnie, w przeliczeniu z dolara, ok. 21 PLN. Cieszę się, że miałam okazję go przetestować, ale nie kupię go ponownie. Jest niewygodny w aplikacji i dla mnie trochę za ostry.  

niedziela, 2 grudnia 2012

LUSH, Karma Komba - dobra karma dla włosów

W zeszłym miesiącu zamówiłam kilka produktów z Niemiec. Wśród nich znalazł się szampon firmy Lush. Zainteresowała mnie jego ciekawa forma. Wcześniej nie widziałam szamponu w ...kostce. Nie byłam pewna jak się za nią zabrać i czy to w ogóle umyje mi włosy. Jednak udało się i moja niepewność zamieniła się w sympatię.


Moje pierwsze wrażenie: wygląda i pachnie dziwnie. Zapach z początku mnie irytował szczególnie, że długo utrzymuje się na włosach. Umyte włosy rano pachną do wieczora. Zapach Karmy, to połączenie trawy cytrynowej, lawendy i paczuli. Mi trochę przypomina India-shop. Po kilku myciach zapach przestał mi się kojarzyć z kadzidełkiem i bardzo się polubiliśmy :)


Kolejnym zaskoczeniem było to, że szampon niesamowicie się pieni. Wiem, że to zasługa SLS pierwszego w składzie, ale umówmy się - bez tego w ogóle by nie umył włosów! Kostka świetnie oczyszcza włosy, uzyskujemy efekt squeaky-clean hair. Podobno ma zapobiegać plątaniu włosów, ale moim zdaniem/na moje włosy, bez odżywki się nie obejdzie. Karma Komba nie obciąża włosów i lekko odbija je od nasady. Delikatnie nadaje objętość bez plątania włosów.


Używałam go miesiąc, zużyłam ok. połowy. Wbrew pozorom jest wygodny w użyciu. Szampon trzeba suszyć w pozycji pionowej, aby nie przykleił się do pudełka. Ja zamówiłam dedykowaną, lushową puszeczkę. Myślę, że tak samo sprawdzi się mała miseczka lub kokilka. Puszka jest wygodna do transportu kostki.

A tak wyglądała moja karma po miesiącu...


Szampon kupię ponownie, ale najpierw chciałabym przetestować inne wersje kostki - New i Seanik. Mój szampon kupiony w DE kosztował ok. 40 PLN. Jeżeli kupimy go w UK będzie kosztował trochę taniej ok. 27 PLN. 

środa, 28 listopada 2012

Tanie kupowanie, czyli promocja w Rossmanie :)

Dzisiaj zakończył się tydzień promocji w Rossmanie - 40% na kosmetyki kolorowe. Myślałam/miałam nadzieję, że uda mi się oprzeć pokusie i nawet nie zbliżałam się do rossa, ale... do czasu. Dzisiaj nieopatrznie tam weszłam i trochę nagrzeszyłam. Na szczęście nie były to drogie grzechy. Chodziłam między kosmetycznymi szafami chyba godzinę, a w końcu i tak kupiłam tylko produkty z Maybelline. Chyba mam do nich słabość, bo jako nastolatka używałam wielu produktów tej marki.


Na listę moich zakupów trafiły:

1. Master drama - brązowa kredka do oczu. Marzy mi się brązowy fluidline od MAC'a, więc stwierdziłam, że warto przetestować kolor w tańszej wersji ;) - ok. 14 PLN

2. Super Stay Tint Gloss - pomadka/błyszczyk/farbka do ust. Wybrałam kolor Lasting Pink. Podobno długo się trzyma. Już wcześniej się oglądałam się za tymi pomadko-błyszczykami. Do zakupu zdecydowanie przekonała mnie promocja - ok. 17 PLN

3. Puder Affinitone - w kolorze Dark Beige. Kupiłam go, bo chciałam poprawić makijaż, a nie noszę mojego pudru w torebce. Postanowiłam kupić tańszy - mam nadzieję - odpowiednik. Poza tym, kosztował tyle co kawa w sieciówce, ok. 12 PLN

4. Colossal - tusz do rzęs w kolorze Glam Black. Jest rewelacyjny, nie wiem które to z kolei opakowanie. Nie osypuje się, nie podrażnia i robi efekt wooow! na rzęsach. Poświęcę mu osobny post. ok. 20 PLN

MOKOBELLE, świętowania magistra ciąg dalszy

U mnie znowu nie kosmetycznie... Tym razem chciałam się pochwalić przemiłym prezentem jaki dostałam od Mamy z okazji wspomnianej już pracy magisterskiej. Dostałam od niej dwie bransoletki polskiej firmy biżuteryjnej Mokobelle. Dziękuję Ci kochana jeszcze raz ;) Firma posiada w swoim asortymencie biżuterię modową różnych, zagranicznych projektantów oraz własne projekty. Najpopularniejsze z nich to bransoletki z kulek oraz z łańcuszka i nitki.


Dostałam od Mamy delikatną, cieniutką bransoletkę ze złotego łańcuszka z przywieszką z maleńkiego rubinka. Druga bransoletka jest zrobiona ze małych, onyksowych kulek ze złotą zawieszką, łapką fatimy. Są to moje pierwsze złote bransoletki z Mokobelle, dotychczas interesowały mnie tylko srebrne.


Tak właśnie przejawia się moje biżuteryjne zbieractwo ;) Biżuterię kupuję lub dostaję przeważnie z jakiejś okazji. Rzadko zdarza mi się wejść do sklepu i kupić coś tak po prostu. Dlatego każda z tych bransoletek ma swoje tajemnicze znaczenie ;) Najbardziej lubie zbierać bransoletki. Były już Charmsy i Lilou, jeszcze nigdy nie miałam Pandory.

poniedziałek, 26 listopada 2012

TOUS, miś z okazji obrony magistra

Taadaam! W końcu obroniłam moją pracę magisterską :) Pisanie pracy przeciągnęło się z czerwca do listopada. W zeszły piątek oficjalnie zostałam "panią magister" ;) Z tej okazji dostałam od moich kochanych Hani i Darka, nowego misia Tousa do kolekcji :) Jeszcze raz dziękuję!


Wypatrzyłam sobie zupełnie innego misia, ale w sklepie zakochałam się w tym pierścionku. Srebrny pierścionek z onyksem okazał się strzałem w dziesiątkę ;) Jestem bardzo zadowolona, że nowy miś dołączył do mojej skromnej kolekcji.


Biżuterię uwielbiam prawie tak samo jak kosmetyki ;) Niestety, przeważnie jest dużo droższa, ale za to trwała. Znacie markę Tous? Jakie są Wasze ulubione marki biżuteryjne?

piątek, 23 listopada 2012

Essie, Chinchilly

Druga połowa listopada, to już najwyższy czas aby zamienić wesołe czerwienie, mięty i róże na paznokciach, na bardziej jesienne barwy. W pierwszej jesienno-zimowej odsłonie, moje paznokcie pokazały się w kolorze Chinchilly od Essie.


Chinchilly to piękny, szaro - fioletowy, lekko "przybladzony" kolor. Przed zakupem martwiłam się, czy nie będzie wyglądał trupio na moich bladych dłoniach. Na szczęście prezentuje się bardzo ładnie i elegancko. Do całkowitego efektu krycia potrzebne są dwie warstwy lakieru. Nie robią się żadne smugi i prześwity. Pędzelek jest szeroki i lekko spłaszczony. Wygodnie się nim maluje. Na lakier użyłam top coat od firmy Nail Tek. 


13,5 ml lakieru w szklanej buteleczce kosztuje ok. 35 PLN w Super-Pharm. Bardzo sobie chwalę lakiery od Essie za jakość i kolory. Jakie są Wasze ulubione kolory jesieni na paznokciach?

wtorek, 20 listopada 2012

LUSH, Oatifix Fresh Face Mask - maseczka z owsianki i bananów

Oatifix to moja pierwsza świeża maseczka z Lush. Dzisiaj mija jej termin ważności, co oznacza pożegnanie się z tym cudownym produktem. Maseczki z Lush'a mają bardzo krótki termin ważności - 3 tygodnie. Maseczkę należy przechowywać w lodówce. Moja przyleciała do mnie wraz z zamówieniem z Chicago. Miałam tylko dwa tygodnie na zużycie jej.


Używałam maseczki prawie codziennie. Jest jej dość sporo, jak na tak krótki termin ważności, 60 g. Pierwsze wrażenie zapachowe - nie spodobała mi się ...ale do czasu :) Wystarczyło nałożyć ją na dwa razy na twarz i zdążyłam się zakochać ;) Nie tylko w zapachu, ale także w jej działaniu. 



Maseczka ma za zadanie nawilżać, koić i redukować zaczerwienienie. Potwierdzam takie działanie maseczki. Najbardziej spodobało mi się, że maseczka rzeczywiście zredukowała podrażnienie i zaczerwienienie skóry, z którymi zmagam się w sezonie grzewczo-kaloryferowym. Maseczka przyjemnie chłodzi, ale to efekt trzymania jej w lodówce :) Na twarzy maseczka wygląda, tak jak się nazywa, jak miks owsianki z bananami. 


W czarnym, Lushowym pojemniczku znajdują się prawie tylko naturalne składniki. Same dobrocie :) Poza wymienioną owsianką i bananami, do maseczki dodano zmiksowane migdały, wanilię, olejek migdałowy oraz glinkę kaolinową. Dodatkowo, maseczka nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego.

Jestem bardzo zadowolona z maseczki. Na pewno kupię ją ponownie. Oatifix kosztowała w USA 6,95 $ + tax. Chciałabym przetestować inne, świeże maseczki z Lush'a, więc będę miała dylemat czy zamówić to cudo, czy przetestować inną ;)

niedziela, 18 listopada 2012

NIVEA, Lip Butter - Raspberry Rose & Vanilla Macadamia

Wczoraj skusiłam się na nowe smakołyki od Nivea. Pomadki Nivea są znane od lat na polskim rynku. Dawno ich nie używałam, ale pojawienie się na rynku masełek skusiło mnie do zakupu :) Uwielbiam kosmetyki, które są w słoiczkach, puszeczkach itp.


Masełka dostępne są w czterech wersjach zapachowych: Carmel Cream, Raspberry Rose, Vanilla & Macadamia i klasycznej Smooth. Ja wybrałam wersję malinową i waniliową.



Vanilla & Macadamia pachnie smakowicie, jak waniliowo-czekoladowe ciasteczko. Raspberry Rose pachnie świeżo i owocowo. Trochę słodko, trochę kwaskowato, jak chemiczne maliny. Moim faworytem jest wersja waniliowa. Zapachy są delikatne i nie czuć ich, kiedy są na ustach. To dobrze, bo malina mogłaby mnie trochę drażnić.


Oba masełka mają takie same składy, różnią się tylko zapachami. Są kremowe i dosyć miękkie. Mają konsystencję półtwardego masła. Tworzą na ustach lekko tłustą, ale nie klejącą warstwę. Kupiłam je w Super-Pharm na promocji za 7,99 PLN sztuka. Regularna cena to 10,99 PLN.  

czwartek, 15 listopada 2012

ALTERRA, moja skromna kolekcja

Alterra jest marką należącą do Rossmana. Z produktami marki zapoznałam się niedawno, pod koniec września. Kosmetyki Alterry, są z nurtu kosmetyków naturalnych. Ich głównymi zaletami są składy i cena. Moja kolekcja jest na razie skromna, może za jakiś czas się powiekszy ;) W skład mojej kolekcji wchodzi:

Haarkur, Granatapfel & Aloe Vera - maseczka do włosów suchych i zniszczonych
Korperpeeling, Cranberry & Feige - peeling do ciała
Massageol, Mandel & Papaya - kojący i relaksujący olejek do ciała


Alterra, maseczka do włosów z granatem i aloesem

Bardzo zaskoczyła mnie jakość tego kosmetyku. Choć jest to maseczka, używam jej codziennie, jako odżywki. Trzymam ją na włosach krótko, tak jak odżywkę. Nie obciąża włosów, nawilża je i sprawia, że świetnie się rozczesują. Pachnie przyjemnie, ale nie powalająco. Nie zawiera konserwantów, silikonów, syntetycznych barwników i substancji pochodzenia zwierzęcego. Używam jej prawie codziennie od dwóch miesięcy i zaczyna się kończyć. Niepokoi mnie fakt, że w najbliższym Rossmanie nie ma jej od dwóch tygodni! Mam nadzieję, że to tymczasowe problemy z dostawą. Lubię drogie kosmetyki, ale aż szkoda wydawać kasę, gdy tak dobry produkt, kosztuje tak niewiele. Za 150 ml opakowanie zapłacimy ok. 10 PLN.



Alterra, olejek do ciała z migdałami i papają

Kolejny produkt Alterry, który pozytywnie mnie zaskoczył i nie ma go na półkach w Rossmanie od miesiąca. Podobno firma zmienia opakowanie i niedługo wszystkie olejki powrócą do stałej sprzedaży. Po zmianie opakowania i dodaniu pompki nie będę miała się do czego przyczepić, bo jego jedynym minusem jest niewygodna aplikacja, prosto ze szklanej butelki. Jeszcze nie udało mi się go wylać, ale pierwsze co pomyślałam, że to zrobię. Jest to mój pierwszy olejek do ciała, bardzo spodobała mi się ta formuła. Używam go po wieczornej kąpieli, rano nakładam balsam. Olejek nie brudzi i nie pozostawia tłustych plam. Delikatnie nawilża i natłuszcza skórę. Zestaw olejków, między innymi migdałowy, sezamowy i jojoba odżywiają skórę. Pachnie przyjemnie, owocowo, ale nie jest to "szałowy" zapach. Używam go często od dwóch miesięcy, pozostało go ok. 1/4. Smaruję nim całe ciało. 100 ml buteleczka kosztuje ok. 15 PLN. 


Alterra, peeling do ciała z żurawiną i figą

Alterrowy peeling nie zachwycił mnie tak jak maseczka i olejek. Jest to żel pod prysznic peelingujący, a nie treściwy peeling. W czerwonym kisielku są zatopione pestki żurawiny i troszkę drobinek ścierajacych. Nie zawiera syntetycznych barwników i substancji zapachowych, konserwantów, silikonów, parafiny i innych związków olejów mineralnych. Nasiona żurawiny pochodzą z kontrolowanych biologicznie upraw. Na drugim miejscu w składzie znajduje się alkohol, który niestety można wyczuć. Peeling pachnie słodko, owocowo, z resztą podobnie do pozostałych produktów. Nie pamiętam ile kosztował, na pewno nie więcej niż 7 - 10 PLN. Opakowanie ma pojemność 200 ml. Raczej zakupu nie powtórzę, bo nie jestem fanką żeli peelingujących.


Marka Alterra wypada całkiem nieźle. Ich kosmetyki są naturalne i skuteczne. Mam wrażenie, że wszystkie podobnie pachną. Nie zrujnują portfela, bo są niedrogie. Większość produktów kosztuje w granicach 10 PLN. Za tą cenę warto je przetestować. Kosmetyki są dostępne w Rossmanie.

To mój początek przygody z Alterrą. Które kosmetyki Alterry polecacie?