wtorek, 29 stycznia 2013

LUSH, Melting Snowman - topniejący bałwanek do kąpieli

Śnieg za oknem zaczął topnieć, dlatego chciałabym przedstawić Wam mojego topniejącego bałwanka. Co prawda, sama go nie ulepiłam, a zrobił to za mnie Lush. Bałwanek przyleciał do mnie, aż z UK. Przyglądałam mu się od dłuższego czasu, wąchałam i dziś stwierdziłam, że najwyższa pora na niego. Z żalem serca postanowiłam się z nim pożegnać i roztopić w kąpieli. Muszę dodać, że nie jestem fanką długich kąpieli i "namaczania się" w wodzie.


Bałwanek wrzucony do kąpieli momentalnie zaczyna rozpuszczać się. Topnieje, topnieje i sprawia, że woda robi się biało-mętna i przyjemnie pachnie. Goździkami, cynamonem, paczulą i olejkiem pomarańczowym ...mmmmm. Dodatkowo, oczy i guziki bałwanka zrobione są z prawdziwej czekolady! Skóra po kąpieli jest delikatnie nawilżona, nie trzeba jej dodatkowo nawilżać. Mimo to, kąpiel pozostaje przyjemnością głównie dla nosa. Bałwanek przypomniał mi, że leżenie w ciepłej wodzie jednak jest przyjemne :)


Muszę się przyznać do czegoś strasznego... Odcięłam głowę bałwankowi, do kąpieli użyłam tylko dolnej części. Głowa będzie na następny raz ;) Za bałwanka zapłaciłam niecałe 2£, ok. 10 pln. 

Spodobał Wam się mój bałwanek? Wolicie szybki prysznic, czy długą kąpiel? 

piątek, 25 stycznia 2013

OPI, On Her Majesty's Secret Service

Lakier OPI w kolorze On Her Majesty's Secret Service, pochodzi z kolekcji Skyfall, inspirowanej Jamesem Bondem. Czy OPI jest agentem do zadań specjalnych wśród lakierów? Zdecydowanie tak :) Uwielbiam ich limitowane kolekcje, wypuszczane kilka razy w roku. Już nie mogę się doczekać kolekcji Euro Centrale inspirowanej, między innymi Polską. O kolekcji możecie przeczytać tu i tu.

On Her Majesty's Secret Service to piękny glitter. W szaro-srebrnej bazie zatopiono mnóstwo drobinek. Zielonych, niebieskich, srebrnych, złotych i fioletowych. Już jedna warstwa lakieru daje efekt. Najlepszy osiągniemy przez nałożenie dwóch warstw. Lakier najlepiej wygląda w sztucznym świetle. Mieni się i iskrzy na wszystkie, wyżej wymienione, kolory. W świetle dziennym wygląda już trochę gorzej. Ma wtedy zieloną poświatę. Najbardziej podoba mi się w nim to, że efekt nie jest tandetny.



Kolor bardzo ładny, ale nie jestem przyzwyczajona do takich lakierów. Pierwszego dnia, kiedy go nałożyłam, nie byłam do niego przekonana. Z każdym kolejnym dniem, podobał mi się coraz bardziej. Ładnie prezentuje się na paznokciach do 3 - 4 dni. Idealny na imprezę, ale również stosowny na co dzień. Jak Wam się podoba? 

środa, 23 stycznia 2013

MAC, Alpine Bronze z kolekcji Apres Chic

Na początku stycznia dałam się namówić na zakup w MAC'u - Alpine Bronze Mineralize Blush. Napisałam, że dałam się namówić, bo najpierw zostałam nim pomalowana, a dopiero później zobaczyłam go w pudełku. Efekt na policzku mnie olśnił. W pudełku zdziwił, bo pomyślałam, że to bronzer! 


Kolor Alpine Bronze określiłabym jako ciepły, karmelowy. Ma w sobie odrobinę brązowego i pomarańczowego pigmentu. Dodatkowo zawiera delikatny shimmer. Na skórze daje efekt delikatnego rozświetlenia. Nie ma dużych drobinek brokatu czy czegoś podobnego. Róż na policzku miesza się z naturalnym rumieńcem dając delikatny, brzoskwiniowy efekt. Polecam dziewczynom, które "lubią" się czerwienić. Róż dodatkowo kamufluje moje małe przebarwienia na policzku, które różowe i czerwone róże zazwyczaj podkreślają. 


Alpine Bronze jest idealnie napigmentowany. Wystarczająco, aby było go widać i ładnie stopniować kolor. Nie zrobimy sobie nim krzywdy, ani pomarańczowych placków. Róż jest mięciutki. Idealnie nabiera się na pędzel, ale nie osypuje. Jest dosyć trwały, chociaż nałożony rano wymaga poprawek przed wieczorną randką ;) To mój pierwszy róż mineralny MAC'a. Najbardziej zachwyciło mnie to, że nie zapycha. Róże często mnie zapychają i nie mogę ich za długo używać. Ten noszę codziennie od trzech tygodni :) Już zastanawiam się nad następnym kolorem.

Alpine Bronze zmieszany z naturalnym rumieńcem ;)

Jak Wam się podoba mój nowy MACzek? Jakie kolory na policzkach najbardziej lubicie nosić?

sobota, 19 stycznia 2013

PAT&RUB, Pomarańczowy Peeling i Balsam do Ust

Markę Pat&Rub pokochałam w zeszłym roku. Jak miłe było moje zaskoczenie, gdy na Mikołajki dostałam zestaw pielęgnacyjny do ust tej marki. W świątecznym zestawie znalazłam pomarańczowy peeling i balsam do ust. Obydwu produktów używam codziennie od ponad miesiąca, więc co nieco mogę już o nich powiedzieć.


Peelingu używam codziennie po wieczornej kąpieli, czasem po porannej, albo jak wrócę z pracy i już nie mogę się doczekać, żeby się nim wysmarować ;) Kiedyś myślałam, że to zbędny kosmetyczny gadżet, ale zaręczam, że tak nie jest! Nic nie wygładzi ust, tak jak ten peeling. Jednocześnie jest delikatny i nie podrażnia wrażliwej skóry warg. Cukier z brzozy zanurzony w olejkach sprawia, że usta są wygładzone, miękkie i nawilżone. Nie trzeba ich dodatkowo niczym nawilżać. Nie jestem maniaczką składów, ale tym składem jestem po prostu zachwycona. Peeling jest wykonany tylko z naturalnych składników, a cały skład to: ksylolit - cukier z brzozy, olej sojowy, masło pomarańczowe, olej annatto i olejek pomarańczowy. Co więcej, peeling jest całkowicie jadalny, a ksylolit zapobiega próchnicy. Ostatnio peeling do ust Pat&Rub otrzymał nagrodę od miesięcznika Uroda "Najlepsze dla urody 2012".


Pomarańczowego balsamu do ust używam kilka razy dziennie. Co prawda, nie noszę go w torebce (nie chcę wiedzieć ile paprochów by się dostało do środka gdybym to robiła). Balsamik stoi w łazience i używam go kilkukrotnie w ciągu dnia. Jest dosyć twardy, ale pod wpływem ciepła palców delikatnie rozpuszcza się i świetnie rozprowadza. Usta są po nim mięciutkie i dobrze nawilżone. Nie wysusza ust, co zdarza się czynić podobnym balsamom. Balsam składa się z masła pomarańczowego, oleju jojoba, masła mango, oleju rycynowego, wosku pszczelego, oleju annatto i olejku pomarańczowego. Kolejny produkt w 100% naturalny.


Nie napisałam jeszcze, o pomarańczowym zapachu, gdyż chciałam zostawić to na koniec. Oba produkty są naprawdę z pomarańczy, są smakowite i rewelacyjnie pachną pomarańczami. Kiedy ich używam czuję się mniej-więcej tak:

depositphotos.com

środa, 16 stycznia 2013

YVES ROCHER vs. MARION, test płukanek do włosów

Jakiś czas temu pisałam o octowej płukance malinowej z Yves Rocher. Ponieważ bardzo mi się spodobała, postanowiłam przetestować tańszy odpowiednik z Marion. Która bardziej mi się spodobała? Która jest lepsza? Zainteresowanych zapraszam do lektury :)


Działanie: Obie płukanki spełniają swoje zadanie. Pozbywają się resztek szamponu i odżywki i zamykają łuski włosa. Dzięki płukankom włosy są gładkie, błyszczące i mniej się plączą. Pod względem działania, a jest to najważniejsza kategoria, wygrywają obie płukanki.

Zapach: Płukanka z Yves Rocher pachnie przepięknie. Jak świeże, kwaśne maliny. Jak malinowa mamba. W tej kategorii płukanka może pełnić funkcję aromaterapeutyczną. Płukanka z Marion pozostaje ze swoim zapachem daleko w tyle za YR. Pachnie chemicznie-owocowo. Bardziej przypomina mi płyn do mycia naczyń, niż kosmetyk do włosów.

Opakowanie: Wystarczy spojrzeć. Oczywiście, że Yves Rocher ma ładniejsze eleganckie, przyjemne dla oka opakowanie. Otwór butelki jest mały, co ułatwia dozowanie i zapobiega wylaniu zbyt dużej ilości produktu. Marion ma zwykłe opakowanie i trochę za duży otwór.


Skład: Płukanka z Yves Rocher składa się głównie z wody, octu winnego i malinowego aromatu. Płukanka z Marion, jak twierdzi producent octowa, ocet ma na 9 miejscu w składzie :/ Zawiera również silikony. Producent zapewnia, że płukanka nie zawiera SLS i SLES w składzie. Ok. Ale co z tego? Po co komu byłyby środki spieniające w płukance? Pod względem składu wygrywa płukanka z Yves Rocher.

Cena: W tej kategorii zdecydowanie wygrywa Marion. Kosztuje ok. 8 pln. To niewiele w porównaniu do płukanki z Yves Rocher, która kosztuje 25 pln. Jednak obecnie płukanka z YR jest na promocji i kosztuje niecałe 15 pln.

Podsumowując, płukanka z Yves Rocher działa, pięknie pachnie, ma ładne opakowanie i lepszy skład. Płukanka z Marion działa i jest zdecydowanie tańsza.

Kto wygrywa? 


Moim zwycięzcą jest płukanka z Yves Rocher. Nie mówię, że płukanka z Marion jest zła. Też działa, ale pod wieloma względami mniej mi się podoba niż malinka z Yves Rocher. Ostatnio z okazji promocji uzupełniłam zapasy :)

Używacie płukanek do włosów, czy uważacie, że to zbędny gadżet?

niedziela, 13 stycznia 2013

LUSH, Limitowana kolekcja na wiosnę 2013

Ledwo co, z półek zniknęła kolekcja świąteczna, a Lush już zaprezentował nam nowości na walentynki i Wielkanoc. Wiecie co, to znaczy? Wiosna już niedługo :D

Lush Times 2013
Lush Times 2013
Lush Times 2013
Skusicie się na coś? Ja będę polować na kostkę do masażu Tender Is the Night oraz mydło Willow Pattern. Mydło o zapachu drzewa różanego i sycylijskiej cytryny brzmi kusząco. Już nie wspominając, jakim ukojeniem dla zmysłów będzie kostka do masażu z jaśminem, ylang-ylang i wanilią. Na złamane serce na pewno pomoże waniliowo-piżmowy ciastek do kąpieli ;)

www.lushusa.com

piątek, 11 stycznia 2013

Essie, Smokin' Hot

Markę Essie poznałam stosunkowo niedawno, bo rok temu. Pierwszym lakierem jaki kupiłam był Smokin' Hot. Kolor jest piękny. Zimny, śliwkowo-szary. Nie używałam go od zeszłej zimy i stwierdziłam, że najwyższa pora go w końcu odgrzebać ;) Dlatego dzisiaj wylądował na moich paznokciach.


Ponieważ lakier ma już prawie rok trochę zgęstniał. Na szczęście nie na tyle, aby uniemożliwiało to malowanie paznokci. Chyba jest to stara wersja Essiaka, bo ma bardzo cienki pędzelek. Co prawda, jest on doskonale precyzyjny, ale ile trzeba się nim namachać, aby nałożyć go na paznokcie. Tym bardziej, że do całkowitego krycia potrzebne są dwie warstwy lakieru.


Podoba Wam się Smokin' Hot? Nie wiem czy można go jeszcze dostać. W każdym razie ja nie widziałam go ani w Super-Pharm, ani Douglasie.

wtorek, 8 stycznia 2013

LUSH, Snowcake Soap - śnieżne ciasto do kąpieli

Moja Lushowa historia o Snowcake, będzie historią o fance żeli pod prysznic, która pokochała mydła w kostce. Może nigdy nie byłam fanatyczką żeli. Po prostu uważałam, że mydło w kostce nadaje się tylko do mycia rąk w kuchni, ewentualnie łazience. Jak się później okazało, nic bardziej mylnego. Przeglądając różne strony i blogi zauważyłam, że wiele dziewczyn chwali Lushowe mydełka. Postanowiłam zamówić na próbę jedno z najpopularniejszych mydeł z kolekcji świątecznej - Snowcake.


Kiedy wyczekiwane mydełko do mnie dotarło, miałam mieszane uczucia. Wyglądało dziwnie i uznałam jego zapach za nieciekawy... Biała kostka była posypana złotym brokatem i miała nierówną konsystencję. Zapach przypominał mi coś pomiędzy klejem, a plastelinowymi kredkami. Po pierwszej kąpieli stwierdziłam, że Lush nie oszukuje mówiąc, że Snowcake to najbardziej kremowe mydło z ich oferty. Rzeczywiście! Mydło ma bardzo przyjemną, kremową konsystencję i nie pieni się zbytnio.


Po kilku kąpielach zauważyłam, że skóra po zastosowaniu śnieżnego ciastka jest zmiękczona i wygładzona. Po kąpieli nie miałam nieprzyjemnego odczucia ściągnięcia, jakie przeważnie pojawia się u mnie po użyciu żelu pod prysznic. Po kilku seansach ze Snowcake polubiłam też jego zapach. Teraz pachnie dla mnie marcepanem i różami. Całe, niepokrojone mydło rzeczywiście trochę przypomina ciasto :) 
https://www.lush.co.uk/product/5698/Snowcake-Soap-100g

Mydło jest sprzedawane na wagę, 100 g kosztuje ok. 6 $. Moją 150 gramową porcję podzieliłam na trzy części i każdą z nich używałam ok. dwa tygodnie. Bardzo polubiłam to mydło i na pewno wrócę do niego za rok. Snowcake jest dostępny w limitowanej kolekcji świątecznej.

niedziela, 6 stycznia 2013

ALVERDE, Maseczka do włosów zniszczonych i łamliwych z awokado i winogronami

Marka Alverde z niemieckiej drogerii DM jest znana z niezłych produktów do włosów. Miałam przyjemność przetestować kilka produktów tej marki. Między innymi, maseczkę do włosów zniszczonych i łamliwych z awokado i winogronami. Teraz mam okazję potwierdzić skuteczność kosmetyków do włosów Alverde. Marka rośnie w moich oczach po ostatniej wpadce z masłem do ciała.


Maseczka spełnia swoje zadanie. Świetnie nawilża włosy, ułatwia rozczesywanie i sprawia, że mniej się plączą. Używam jej codziennie jako odżywki i nie obciąża włosów. Co prawda, producent zaleca trzymanie jej 3 minuty, a ja ją trzymam ok. 1 minutę. Trzymana według zaleceń producenta jeszcze lepiej wygładza i nawilża włosy. Maseczka pachnie delikatnie winogronami. Pod względem działania i zapachu przypomina mi maseczkę z Alterry.


Kosmetyki Alverde są sygnowane jako kosmetyki naturalne. Maseczka nie zawiera silikonów, które oblepiają i obciążają włosy. Dodatkowym plusem maseczki jest cena. 2,95 € sztuka czyli ok. 12 PLN. Natomiast minusem jest dostępność. Maseczkę znajdziemy najbliżej w Niemczech lub na Allegro :)

Znacie kosmetyki Alverde? Polecacie ich produkty?

czwartek, 3 stycznia 2013

CLINIQUE, Chubby Stick - Woppin' Watermelon

Zdecydowanie częściej kupuję kosmetyki pielęgnacyjne, niż kolorowe. Ostatnio postanowiłam to zmienić. Jestem zdecydowanie użytkownikiem błyszczyków i  to również postanowiłam zmienić. Dlatego poszukuję szminki idealnej. Co prawda mam ze trzy sztuki, ale wszystkie nietrafione i ich nie używam. Zanim zdecyduję się w końcu kupić szminkę, nabyłam coś pomiędzy błyszczykiem, a szminką - koloryzujący balsam nawilżający Chubby Stick od Clinique.


Chubby Stick ma wyjątkowo "nie szminkowy" wygląd. Wygląda jak gruba kredka. Stick wykręca się tak samo, jak szminkę. Clinique'owa kredka daje mniej połysku, niż błyszczyk i mniej koloru niż szminka. Jest bardziej trwała od błyszczyka, ale mniej trwała od szminki. Zapach Chubby Stick przypomina mi zapach plastelinowych kredek. Na szczęście jest on na tyle delikatny, że nie czuć go na ustach. Wybrałam kolor woppin' watermelon. Kolor w opakowaniu jest intensywnie różowy, może trochę przypomina arbuza.


Stick daje półtransparentny efekt. Jest idealny do dziennego makijażu. Sprawia, że moje usta są lekko zaróżowione. Trochę rozjaśnia naturalną barwę moich warg. Efekt utrzymuje się do momentu zjedzenia lub wypicia czegokolwiek. Daję mu duży plus za nawilżenie ust. Stick zawiera masło z mango oraz shea, olejek jojoba i wosk pszczeli. Używając go, w ogóle nie muszę sięgać po balsam do ust. Poza tym, można go nakładać bez lusterka, bez obawy, że zrobimy sobie krzywdę :)


Jak Wam się podoba Chubby Stick? Wolicie szminki czy błyszczyki?